Rozdział 7 - Uwikłanie
Czasami zdarza się, że dwa klocki do siebie nie pasują. Niewiadomo czemu, jak i jakim sposobem. Wtedy na siłę próbujemy je ze sobą spasować, a wychodzi to z różnym skutkiem. W tej zabawie jednak chodzi o to, że jest się budowniczym, kreatorem, a klocek jest tylko zwykłym plastikiem, który nie ma wolnej woli i musi poddać się zanim zrobi cokolwiek.
Leon nie wiedział w tym momencie kim tak naprawdę jest. Jeszcze wczoraj na pewno był policjantem, który niósł za sobą dążenie do sprawiedliwości. Jednak dziś wszystko się zmieniło. Od momentu, gdy obudził się w domu barmanki czuł, jakby nie był człowiekiem, a jedynie postacią stworzoną przez kogoś na potrzebę danych celów.
- Jak się Pan czuje? - spytała Karolina Berga, widząc, że zaczyna z nim powoli tracić kontakt. Siedział w fotelu i dolewał kolejną porcję alkoholu do kieliszka. Był niezwykle rozmowny jak na tragedię, która go spotkała i do tej pory udzielił wielu informacji.
- Czuję się... dobrze - odpowiedział swoim twardym, mocnym głosem - Tak naprawdę to nic nie wiecie jak było między nami.
Leon pochylił się do przodu. Spojrzał na postawnego mężczyznę i dopiero teraz lepiej zobaczył jego siwe włosy. Było mu w nich do twarzy.
- Niech Pan nam o tym opowie - wymusił na nim odpowiedź.
Berg to strasznie medialna osoba. Jako szef partii neokonserwatywnej, która tworzyła aktualnie koalicję rządową, często bywał w telewizji, a kolorowa prasa poświęcała mu najwięcej uwagi. Wszyscy postrzegali go jako ciepłego, wspieranego przez rodzinę polityka. W każdej kampanii wyborczej towarzyszyła mu żona i jego dwóch synów: starszy Tomasz i młodszy Mikołaj. Rzeczywistość była jednak zgoła inna.
- Mieliśmy z Tomaszem dziwny układ - zaczął opowiadać, gdy skończył mu się alkohol w kieliszku - nie żyliśmy w dobrych relacjach. Od małego był bardzo konfliktowy, nie słuchał mnie. Myślałem, że to taki wiek, że mu przejdzie. Ale robił się starszy i nie przechodziło. Aż pewnego dnia...
- Co się wydarzyło? - zapytała delikatnym głosem rudowłosa policjantka.
- Przyszedł i powiedział nam z żoną, że ma kogoś. Ucieszyliśmy się i żona, Barbara, zaproponowała, by zaprosił swoją drugą połówkę na kolację. I co się okazało? Przyszedł z jakimś facetem i powiedział, że to jest jego chłopak.
Berg odstawił kieliszek na stolik i wstał z fotela. Podszedł ponownie do okna i wpatrywał się w coś na dole. Ręce założył na swoim torsie.
- Rozumiecie? - kontynuował - prezes partii o wartościach konserwatywnych ma syna geja. Musiałem coś temu zaradzić.
- W jaki sposób? - podejrzanie spytał Leon. Przypomniały mu się dalsze rozdziały jego powieści.
- Zawarliśmy sojusz. On miał nie upubliczniać tego, że jest z facetem, ja z kolei nie miałem wnikać w jego życie. Widywaliśmy się tylko, gdy był mi potrzebny jego wizerunek.
- Kiedy ostatnio się widzieliście? - zadała kolejne pytanie Karolina.
Berg odwrócił się w jej stronę i schował dłonie w kieszenie.
- Tydzień temu. Przyjechał do mnie, do Warszawy. Miałem lecieć na szczyt Unia Europejska - Państwa Europy wschodniej, który zaczyna się jutro. Muszę jechać tam z rodziną i ustalaliśmy szczegóły. Tomasz miał czekać na mnie w mieszkaniu, tu w Lublinie i razem mieliśmy jutro lecieć do Brukseli, do żony i Mikołaja.
Zapadła cisza. Wicepremier po raz kolejny wyglądał za okno. Prezentował się przy tym dostojnie.
- My byliśmy strasznie oddaleni od siebie - kontynuował - w zasadzie teraz, gdy go nie ma, to nie odczuwam jakiejś pustki. Męczy mnie tylko fakt, że zginął w taki sposób.
- Ma Pan może jakieś pomysły kto mógł to zrobić? - pytał Leon wstając z fotela.
Pokręcił głową.
- Niestety, chyba za mało z nim rozmawiałem - przerwał na moment - musicie już Państwo iść. Zaraz ma przyjechać Barbara i musimy zająć się sprawami organizacyjnymi.
- Oczywiście! - odpowiedziała Karolina również wstając z fotela. Policjanci pożegnali się, a blond włosa dziewczyna w czarnej sukience, która do tej pory znajdowała się w sąsiednim pokoju, odprowadziła ich do drzwi.
Hotel opuścili tą samą drogą, którą przyszli. Udali się do samochodu i odjechali w stronę komisariatu.
- Co o tym myślisz Leo? - zapytała rudowłosa.
Jej partner myślami był jednak gdzie indziej. Myślał, co teraz może się wydarzyć. Jaka kolejna historia z jego powieści będzie miała miejsce.
- Co mówisz? - odpowiedział po chwili włączając kierunek sygnalizując skręt w ulicę Sowińskiego.
- Pytam się, co myślisz o Bergu i o śledztwie?
- Myślę, że jesteśmy w czarnej dupie. Nie mamy praktycznie nic. Mam nadzieję, że nie opierdalają się w laboratorium.
Samochód jechał dalej. Dziewczyna nie mogła znieść już dziwnego zachowania swojego kolegi. Na jego twarzy non stop pojawiały się kropelki potu, a dłonie ewidentnie drżały.
- Powinieneś wziąć dzisiaj sobie wolne - zasugerowała.
Leon chwilę się zastanawiał.
- Robimy tak - ciągnęła dalej - wysadź mnie tu, a ja jakoś dotrę na komisariat. Powiem staremu, że musiałeś wziąć sobie wolne. Zajmę się papierkową robotą.
W pierwszej chwili chciał odrzucić propozycję partnerki, ale po dłuższym zastanowieniu zatrzymał samochód przy miasteczku akademickim, a ona z niego wysiadła. Gdy odeszła, położył głowę na kierownicy i głęboko odetchnął.
- Co tutaj się kurwa dzieje?! - krzyknął.
Nagle usłyszał jak inny kierowca z tyłu na niego trąbi. Ruszył więc do przodu. Zjechał w dół Sowińskiego, potem skręcił w Głęboką, Narutowicza i znalazł się na parkingu za kamienicą, w której mieszkał.
Wysiadając z auta zadzwonił jego telefon. Wyświetlał się numer Anatola.
- No cześć. I jak tam sytuacja? - powiedział od razu, gdy Leon odebrał połączenie.
- Przesłuchaliśmy Berga, ale on nic nie wie o swoim synu. Karolina zresztą Ci opowie.
- A co z Tobą?
Leon poczuł, że robi mu się gorąco. Jego ciało już w całości popadło w drgawki.
- Strasznie źle się czuje. Biorę wolne popołudnie, lecz będę ciągle pod telefonem.
Komendant zasmucił się trochę.
- Mam nadzieję, że jutro już będziesz gotowy na sto procent.
- Dlatego dzisiaj muszę odpocząć. Poza tym i tak musimy czekać na odzew laboratorium.
Po tych słowach przyjaciel życzył mu zdrowia i się rozłączył.
W trakcie rozmowy przeszedł drogę z parkingu do wejścia do kamienicy. Wystukał numer na klawiaturze i drzwi otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem. Wszedł na piętro, na którym znajdowało się jego mieszkanie i zobaczył, że za szpary między drzwiami, a futryną wystaje koperta. Rozejrzał się dookoła, lecz nikogo tam nie było. Wyciągnął ją, ale zamiast otworzyć, wszedł najpierw do środka.
Gdy zamknął drzwi za sobą rozerwał górną część koperty i zajrzał do wewnątrz. I znów ogarnął go szok. W niej znajdował się bilet do cyrku na dzisiejszy wieczór. Ten sam, który otrzymał bohater jego powieści.
Rzucił kopertę w kąt i pobiegł do sypialni. Zrozumiał już, że te wydarzenia, które mają dzisiaj miejsce, to nie przypadek. Podniósł kartki swojej powieści z podłogi, na której zostawił je wychodząc z domu i zaczął szukać tego fragmentu. I znalazł. Dokładnie tak opisany jak miało to miejsce przed chwilą. Poczuł, że nogi uginają się pod nim, a przed jego oczami znów pojawił się mrok.
Wow nieźle! :)
OdpowiedzUsuń