Rozdział 14 - Polityk
- Tomek wspominał mi niedawno - zaczął mówić chłopak, gdy tylko znalazł się obok policjantów - że babcia zdradziła mu jakąś tajemnicę.
- I co ma to wspólnego z jego morderstwem? - spytał Leon.
- Nie wiem. Wiem, że strasznie się przejął tym, co usłyszał. Nie chciał jednak nic więcej powiedzieć.
- Dzięki - odparł policjant i wsiadł do samochodu razem z Karoliną. Horecki z kolei zniknął w kamienicy.
- Trzeba chyba przesłuchać tą babcie - zasugerowała policjantka.
Leon wyciągnął telefon i zaczął wstukiwać numer.
- To na pewno.
Po chwili odezwał się głos w słuchawce.
- To znowu ja, Karol. Ustaliłeś coś?
Technik długo opowiadał, a gdy skończył, policjant zlecił mu kolejne zadanie.
- Sprawdź jeszcze , gdzie mieszka babcia ofiary i wyślij mi adres SMSem.
Po tych słowach rozłączył się.
- Co tam Karol mówił? - zapytała dziewczyna.
- Kazałem mu sprawdzić, co robił Berg w nocy, gdy zamordowano jego syna. Podobno spał w swoim mieszkaniu w Warszawie. Tak przynajmniej twierdzi ochrona.
- Ale wiesz, mógł komuś to zlecić. W końcu nie chciał pobrudzić sobie rąk.
Leon położył ręce na kierownicy. Coraz bardziej w jego głowie rodziła się myśl, że wicepremier ma jakiś udział w tym morderstwie.
- Jest jeszcze coś - powiedział - technicy otworzyli nagrania z monitoringu sprzed kamienicy Bergów. Mają też jakieś ekspertyzy.
W tym momencie telefon oznajmił, że dotarł oczekiwany SMS.
- Robimy tak, Karola. Zawiozę Cię na komendę, a Ty sprawdzisz, co przygotowali technicy. Ja natomiast pojadę przesłuchać - zerknął na telefon - Panią Mazurek.
Dziewczyna kiwnęła głową. Jak najszybciej znaleźli się przy komisariacie, a gdy Karolina opuściła samochód, Leon udał się w stronę miejsca zamieszkania staruszki.
Lidia Mazurek, bo tak miała na imię, mieszkała w Motyczu, małej wsi pod Lublinem. Aby tam dojechać wystarczyło skierować się w stronę Nałęczowa, by w pewnym momencie odbić w lewo.
Motycz, według ekspertów, miał bardzo bogatą historię, a jego początki sięgały wczesnego średniowiecza. Wieś była położona obok szlaku handlowego, wiodącego na Ruś Kijowską. Na wzgórzu Bęben, niedaleko ówczesnego Kościoła, mieścił się Zamek Warowny, na którym kilkukrotnie przebywał sam Kazimierz Wielki.
Z miejscem tym także związanych jest kilka legend. Jedna z nich mówi o podziemnych lochach i przejściach, prowadzących do Wojciechowa. Inna z kolei głosi, że podczas drugiej wojny światowej, gdy Niemcy, którzy osadzili się w pobliskim pałacu, uciekając pod naciskiem zbliżających się wojsk radzieckich, zakopywali na pobliskich polach liczne skarby. Do dziś rolnicy podczas prac polowych rzekomo znajdują złote wisiorki i inne ozdoby.
Prawdziwą ikoną Motycza stała się również mała kapliczka, którą zbudowano w miejscu, gdzie w latach 20. ubiegłego wieku znajdował się szpital polowy. Transportowano tutaj rannych w bitwie pod Jastkowem, która miała duże znaczenia w historii naszego kraju, będącego pod zaborami.
Leon, aby dotrzeć do Pani Lidii, musiał minąć tą kapliczkę i przejechać prosto przez skrzyżowanie. Kilkaset metrów dalej nawigacja nakazała mu skręcić w lewo. Była tam prywatna droga, którą z obu stron otaczały ogromne osiki, pokryte delikatnymi, zielonymi listkami.
Z czasem droga ta dzieliła się na trzy inne. Policjant ponownie skierował samochód w lewo i jechał teraz między wysokimi świerkami. W pewnym momencie należało ostro skręcić w prawo i wjechać pod stromą górę. Jego oczom ukazał się malutki domek, bez elewacji, z przepięknym, kolorowym ogrodem. Gdy zaparkował samochód na podwórku, zaczęły ujadać dwa owczarki niemieckie, które zamknięte były za bardzo wysokim ogrodzeniem.
- Pan się nie boi - usłyszał nagle głos z ogródka - te wilczury pracowały kiedyś w policji i są mocno wyszkolone. Groźnie wyglądają ale tak to są bardzo milusie.
Teraz ją zobaczył. Zza ogromnego krzaka piwonii wystawała głowa staruszki, obwiązana granatową chustką.
- Są przecudowne - powiedział Leon, spoglądając na nie. Przestały już ujadać i uroczo goniły się po wybiegu.
- Kilka lat temu, gdy jeszcze żył mój mąż - zaczęła opowiadać, przechodząc z ogrodu na podwórek - przygarnęliśmy je. Odchodziły na emeryturę i nie miał kto się nimi zająć. Jak Witold się o tym dowiedział, to nie było mowy, aby ich nie wziąć.
- Policyjne psy są najlepszymi obrońcami - stwierdził. Za chwilę zapytał się - Pani Lidia?
Kobieta machnęła ręką.
- Tak mam chyba zapisane w dowodzie - uśmiechnęła się. Był to niezwykle ciepły uśmiech, który chwytał za serce - herbaty?
Udali się w kierunku domu. Weszli po schodach, a następnie znaleźli się w długim korytarzu. Leon poczuł, że należy ściągnąć buty i zanim to zrobił, staruszka już stawiała czajnik na gazie.
- Spodziewałam się Pana - krzyknęła z kuchni, a on poszedł w kierunku, z którego dobiegał jej głos.
- Mnie? - odpowiedział mocno zdziwiony. Usiadł na niewielkim taborecie obok stołu.
- Tak, Pana - odparła, sypiąc herbatę do dwóch szklanek.
- Ale to chyba nie jest możliwe...
Czajnik zaczął wydawać charakterystyczny dźwięk, oznaczający, że woda już się zagotowała. Staruszka więc chwyciła go i zalała wrzątkiem obie szklanki.
- Pan nawet nie zdaje sobie sprawy, co jest możliwe, a co nie - uśmiechnęła się - z cytrynką?
- Poproszę - odpowiedział.
Postawiła na stole obie szklanki i usiadła na przeciwko gościa. Chwyciła za łyżeczkę, która tkwiła w stojącej już tam cukiernicy i posłodziła herbatę.
- Pan nie słodzi? - spytała.
- Nie lubię niczego, co jest słodkie - odparł. Dodał za chwile - nadal nie rozumiem, co ma Pani na myśli mówiąc, że się mnie spodziewała.
- Od śmierci Tomka - zaczęła mówić - nikt jeszcze mnie nie przesłuchiwał. W telewizji pokazywali Pana, jak wychodzi Pan z mieszkania mojego wnuczka. Poza tym, wystaje Panu odznaka.
Znów się uśmiechnęła, a Leon był pełen podziwu spostrzegawczości staruszki.
W tym samym czasie na komisariacie Karolina przeglądała nagrania, które dostarczył jej Karol. Chłopak siedział obok i bawił się swoimi włosami.
- Prawie nic na nich nie widać - odparła, spoglądając na czarną postać w kapturze, która wchodził do mieszkania Berga.
Karol poderwał się z krzesła i skierował laptop w swoją stronę. Kliknął kilka razy myszką i znów zajął swoje miejsce.
- Nie wydaje Ci się dziwne, że morderca wchodzi do mieszkania, wychodzi z ofiarą, potem wnosi coś w worku i już nie wychodzi?
Dziewczyna nie odrywała teraz wzroku z ekranu, na którym znowu wyświetlało się nagranie, tym razem w przyspieszonym tempie. Nie mogła uwierzyć, gdy zobaczyła, że po wejściu mordercy z jakimś workiem do mieszkania, drzwi otwiera dopiero sprzątaczka.
- To co, on nadal tam jest?! - podniosła głos ze zdziwienia.
- Na to pytanie kochana nie jestem w stanie Ci odpowiedzieć.
Schowała głowę w dłoniach ze zrezygnowania.
- To wszystko robi się już takie dziwne...
Po chwili ciszy chłopak wyciągnął z torby plik papierów i rzucił je przed jej nosem.
- Jeszcze zobacz to!
Karolina zaczęła czytać kartki. Zajęło jej to dłuższą chwilę, gdyż plik liczył kilkadziesiąt stron. Była to ekspertyza techników z miejsca zbrodni.
- Dłoń, którą Berg miał na swoich plecach, została mu wypalona czymś specyficznym - powiedział Karol - nie potrafimy ustalić czym.
- To zupełnie jak w tej legendzie o Czarciej Łapie. Tylko, że tam to diabeł wypalał swoją rękę.
- Nie myślisz chyba, że to jakiś diabeł wypalił mu to cholerstwo - zaśmiał się.
Znów zapadł cisza. Dziewczyna utkwiła swój wzrok w papierach. Wyglądała teraz jakby ktoś zaklął ją w kamień.
- Idę z tym do komendanta - rzuciła i wyszła na korytarz.
W kilka chwil znalazła się przy jego pokoju. Już chciała zapukać i otworzyć drzwi, gdy nagle Anatol wyleciał ze środka.
-Ty do mnie? - spytał zaskoczony.
-Tak, to pilne.
Komendant założył marynarkę.
- Spieszę się. Jak przyjadę, to pogadamy.
I poszedł, a dziewczynie opadły ręce.
- Tak więc słucham - powiedziała staruszka, odsuwając od siebie szklankę. Ułożyła ręce na stole i wpatrywała się w policjanta - co chce Pan wiedzieć?
Leon poruszył się na taborecie i również ułożył ręce na wzór kobiety.
- Nie mam dużo pytań. W zasadzie mam tylko jedno.
Nie wiedział jednak, jak je zadać. Pani Lidia miała hipnotyzujący uśmiech, który strasznie pozytywnie na niego działał. Ujrzał, jak spod chustki wysuwa się jej kilka pukli siwych włosów, a słońce, które oświetlało w tej chwili jej twarz, odsłoniło kilka zmarszczek.
- Zawodzi mnie Pan. Chciałabym opowiedzieć Panu więcej niż tylko o jednej kwestii, o którą Pan chce zapytać.
Wstała i wyszła z kuchni, jednocześnie specyficznym ruchem ręki nakazując gościowi iść za nią. Weszli do ogromnego pokoju, w którym było lekko ciemno. Na podłodze leżał duży, czerwony dywan z dziwnymi wzorkami, a w kącie z kolei stało kilka stojaków z paprotkami, których liście opadały na ziemię. Oprócz tego znajdowały się tam zabytkowe szafy, kredens i telewizor, w którym leciała jakaś telenowela. Przyjemny, typowy pokój dla starszego człowieka.
- Widzi Pan? - wyciągnęła z jednej szafy album i wskazała na zdjęcie, na którym był mały chłopczyk, trzymany przez dorosłego na rękach.
- To Tomek? - zapytał.
- Tak. Zdjęcie zrobił mój mąż, gdy Tomuś szedł pierwszy raz do przedszkola. Trzymał go tata...
- Jeszcze wtedy między nimi było chyba wszystko w porządku.
Kobieta spojrzała na niego. Miała wyraziste, niebieskie oczy, które przez te wszystkie lata na pewno widziały wiele.
- Między nimi nigdy nie było dobrze - odpowiedziała lekko smutniejąc - prawda jest taka, że Tomek był efektem, powiem tak brzydko, przypadku. Barbara, moja córka, z mężem założyli, że będą mieli jedno dziecko, gdyż to lepiej budowało polityczny PR.
Leonowi wydawało się, że poznał już odpowiedzieć na pytanie o tajemnicę, którą ofiara dowiedziała się przed śmiercią, jednak szybko staruszka zbiła go z tropu.
- Samo to nie byłoby przyczyną ich konfliktu - kontynuowała - Gdy Tomek zaczął dorastać, rodzice uznali, że musi poznać prawdę i od tamtego momentu wszystko się zaczęło.
- Ale dlaczego mu powiedzieli coś takiego?! - krzyknął ze zdziwienia
- To wina ojca, który czasami nie potrafił utrzymać języka za zębami. Dla niego wszystko było polityką.
Znów spojrzała na zdjęcie i głośno westchnęła. Po chwili jednak zamknęła album i wsadziła go ponownie do szafki. Potem wpatrywała się w porcelanę, która stała obok na półce.
- Idziemy do ogrodu! - zawołała
Komentarze
Prześlij komentarz