Rozdział 21 - Grzmot
Droga z powrotem na scenę strasznie dłużyła się Leonowi. Wychodząc z wozu, tym razem nie przykrył głowy marynarką. Przeszedł w stronę kulis, a krople deszczu spływały mu po twarzy. Marzył w tym momencie, aby ten deszcz zmył z niego wszystkie podejrzenia, wszystko to, co mogło go pogrążyć. Przeczuwał jednak najgorsze, przypominając sobie widok Anatola rozmawiającego z dwoma znajomymi facetami.
Nadal nie mógł się pogodzić z tym, co dzieje się w jego otoczeniu. Zawsze starał się żyć tak, by nikt nic nie miał mu do zarzucenia. W dzieciństwie, gdy jego brata już nie było, wracając ze szkoły zamykał się w swoim pokoju. Bał się surowego spojrzenia matki, które przyprawiało go zawsze o dreszcze. Musiał się pilnować, gdyż za każdą błahostkę był boleśnie karany. Dlatego nie chciał jej wchodzić w drogę i spędzał jak najwięcej czasu w odosobnieniu, czytając książki lub też bawiąc się klockami lego.
W czasach, gdy przebywał w szkole policyjnej, nie imprezował tak, jak mogłoby się wydawać. Jego przyjaźń z Anatolem i Jackiem zaczęła się od tego, że mieszkali razem w pokoju i gdy przychodził czas na imprezę, to współlokatorzy namawiali go na wyjście. Rzadko im się to jednak udawało. Leon bał się, że za częste imprezowanie wkrótce wyleci ze szkoły i życie dla niego straci zupełnie sens.
Lata mijały, a on się w tej kwestii nie zmieniał. Za każdą decyzją, jaką podjął w życiu, stał zdrowy rozsądek i godziny przemyśleń. Zanim oświadczył się Magdzie, siedział w swoim mieszkaniu prze tydzień i rozmawiał z lustrem, by znaleźć odpowiedz na pytanie: czy on jest jej wart? Niemal każdego dnia pojawiały mu się inne odpowiedzi. W końcu kupił najdroższy pierścionek na jaki było go stać i pojechał do niej, do domu. Gdy usłyszał „tak" był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przynajmniej do nocy, którą spędził z Karoliną i zniszczył w ten sposób częściowo swoje życie.
Tamte dni stawiał sobie za przykład, że nie przemyślane decyzje zawsze prowadzą do nieszczęścia. Niebawem przyszedł moment przesłuchania młodego Berga i na pierwszy rzut oka wyglądało to na rutynową czynność. Przekonał się, że nie zawsze jest w stanie wygrać z przeznaczeniem lub też po prostu z osobami, które do końca nie są wobec niego szczere. Odrzucił więc propozycję Anatola odnośnie pracy dla polityków i uważał to za pewien sukces.
Teraz z tym śledztwem było podobnie. Czul, że nie powinien pakować się w to, ze względu na to, że sprawa śmierdziała na kilometr polityką. Nie miał jednak wyjścia i za nim zdążył cokolwiek powiedzieć, była już druga ofiara, a on wychodził zza kulis i szedł jak na skazanie w stronę swojego przyjaciela.
Ujrzał go stojącego przy siatce zabezpieczającej akrobatów przed upadkiem, która tego wieczoru nie spełniła swojego zadania. Obok niego znajdowali się Ci sami mężczyźni w garniturach, a Leon podejrzewał, co się niebawem ma stać. Za nimi w odległości około pięciu metrów stali ochroniarze i czekali, aż ktoś poprosi ich, by podeszli bliżej.
Gdy już się pojawił na scenie, wszyscy skierowali swój wzrok w jego stronę. Po plecach przeszedł mu dreszcz, a emocje ponownie targały jego całym ciałem. Zbliżając się do nich, ujrzał minę Anatola, na której malowało się rozczarowanie.
- O co chodzi komendancie? - zapytał, gdy stanął obok.
- Wiesz chyba skąd są ci panowie - odpowiedział, a Leon skinął głową - to agenci z SOP, czyli służby ochrony państwa. Mają do ciebie kilka pytań.
Po tych słowach Anatol odsunął się, a jeden z nich, który był bardzo wysoki i na oko miał około trzydziestu lat, zrobił krok do przodu.
- Pan Leon Kowalski? - spytał.
Policjant otarł czoło z kropli wody. Był cały mokry.
- Zgadza się - odparł niepewnie.
- Co Pan robił w nocy zabójstwa syna wicepremiera Berga? - mówił bardzo twardym i poważnym głosem.
Leon nigdy nie spodziewał się, że jako policjant może być przesłuchiwany. Była to dla niego bardzo niekomfortowa sytuacja, szczególnie, gdy z tamtej nocy niewiele pamiętał.
- Byłem z początku w klubie, trochę poimprezowałem z przyjaciółmi - spojrzał kątem oka na Anatola - a nad ranem obudziłem się w mieszkaniu jakiejś dziewczyny.
- Co to był za klub?
Długo zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Taki na Nadbystrzyckiej. Chyba nazywał się Marymont. Mogę wiedzieć o...
Nie skończył, gdyż agent powstrzymał go wymownym gestem ręki. Następnie odwrócił się w stronę drugiego mężczyzny w garniturze.
- Sprawdź to - nakazał stanowczo.
Ten wyciągnął z torby mały tablet i zaczął stukać palcami w ekran. Trwało to wszystko kilka chwil.
- Taki klub nie istnieje - powiedział, unosząc wzrok z nad tabletu.
Leon był w szoku. Na milion procent mógł stwierdzić, że tamtego wieczoru razem z Anatolem i Jackiem udał się do tego klubu. W nim poznał barmankę, z którą spędził noc.
- Anatol! - krzyknął w jego stronę - co tutaj się do cholery dzieje?
- Leo - odezwał się łagodnym głosem - nie pogrążaj siebie jeszcze bardziej. Mówiłeś, że nie pamiętasz, co robiłeś tamtej nocy...
- Tak, ale pamiętam doskonale jak szliśmy do tego klubu. Poza tym mówiłeś, że przystawiałem się do tej barmanki.
Komendant podszedł bliżej.
- Tak, to była barmanka. Ale poznałeś ją na ulicy, jak szliśmy do domu. Dorabiała jako prostytutka, a my nie mogliśmy ciebie powstrzymać...
- Panowie - przerwał im agent SOPu - uspokójcie się. Panie Leonie, wróćmy do przesłuchania. Ochroniarze twierdzą, że był Pan wczoraj w cyrku. Co Pan więc robił?
Czuł, że co raz bardziej traci kontrolę nad sytuacją. Nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby wyszło na jaw, że wydarzenia z jego powieści dzieją się naprawdę.
- Byłem - mruknął, po czym spuścił głowę - jak wróciłem po pracy do domu to znalazłem zaproszenie do cyrku pod drzwiami i postanowiłem przejść się z nudów...
- I z nudów także wykrzykiwał Pan w stronę ofiary, że ktoś chce ją zabić?
Na to pytanie odpowiedziała cisza, którą przerwał ogromnie głośny huk. Był to grzmot, co oznaczało, że nad Lublinem burza rozszalała się na dobre.
- Panie Leonie - kontynuował agent - powiem wprost. Nie ma Pan alibi na noc, podczas której zginął Tomasz Berg. W jego mieszkaniu rzekomo znaleziono Pana obrączkę i znał Pan ofiarę. Wczoraj, udając się w stronę wozów, przechodził Pan niezauważony obok siatki i mógł w tym czasie przeciąć sznurki. Następnie wygrażał Pan ofierze oraz zwracał się do niej po imieniu, co by świadczyło, że też Pan ją znał.
Gdy to mówił, Leon o mało nie zemdlał. Wszystko to było ogromnym sztyletem, którym przeznaczenie przebijało go na wylot. Przypomniał sobie słowa przedstawicielki wydawnictwa, Ilony Czackiej, która recenzowała jego powieść. Czyżby ktoś postanowił dodać tej historii ducha?
- Wy na serio myślicie, że to ja?! - zaprotestował. Musiał choć na chwile podjąć tę nierówną walkę, w której i tak skazany był na porażkę.
- Wszystkie dowody są przeciwko panu. Z dniem dzisiejszym rusza więc śledztwo, w którym prokuratura po zebraniu odpowiednich dowodów postawi panu zarzuty. Jako że pełni pan wysoką funkcję publiczną, to będzie pan odpowiadał z wolnej stopy, ale i tak będzie pan obserwowany.
W tym momencie Leon zachwiał się i w ostatniej chwili powstrzymał się od upadku, opierając o ramię Anatola. Uczucie, jakie mu teraz towarzyszyło, było nie do opisania. Spełnił się najgorszy scenariusz, którego nie przewidział nawet w swojej powieści.
Gdy agenci skończyli przesłuchanie, niemal natychmiast opuścili namiot. Leon stał tak nieruchomo, a Anatol szukał odpowiednich słów w swojej głowie.
- Leo, tak mi przykro.. - wydusił z siebie w końcu - wpakowałeś się w niezłe gówno.
- Ty też w to wierzysz? - spytał, podnosząc w złości głos - zacisnął w lewej ręce pięść i czuł, że chce coś rozwalić.
- Słuchaj, wszystko jest w tym momencie przeciwko Tobie - zawahał się - musisz oddać mi teraz odznakę, broń i pójść do domu.
Leon spojrzał w oczy Anatola. Wiedział, że jest to konieczne. Mimo to czuł się w pewien sposób zdradzony. Wyciągnął z kieszeni odznakę i wręczył ją komendantowi.
-Broni nie noszę, trzymam ją w szafce, w biurze. Możesz ją z tamtąd wziąć.
Po tych słowach momentalnie się odwrócił i zaczął biec w stronę wyjścia. Łzy cisnęły się mu do oczu i ciężko było je powstrzymać. Za nim Anatol zdążył coś powiedzieć, policjant zniknął w mroku.
Leon podejrzany? Super akcja się rozwija
OdpowiedzUsuń