Rozdział 13 - Szpula
Bronowice należą do jednych z młodszych dzielnic Lublina. Jeszcze do niedawna zaliczane były do wsi okalających miasto, a jej początki sięgały XIV wieku, kiedy to Kazimierz Wielki sprzedał te tereny wójtowi lubelskiemu. Przez lata Bronowice trafiały do różnych rąk, bliżej lub dalej związanych z miastem. W XX wieku powstała tutaj osobna parafia i wybudowano modernistyczny kościół, który stoi do dziś. Z kolei w 2009 roku uchwalono statut, który określał granice i tak o to Lublin zyskał kolejną dzielnicę.
Charakterystycznym elementem tego miejsca była główna ulica, która przecinała Bronowice na pół. Nazywała się Drogą Męczenników Majdanka, gdyż w okresie drugiej wojny światowej Niemcy prowadzili tędy Żydów, których przetrzymywano na Zamku Lubelskim, do obozu koncentracyjnego znajdującego się na Majdanku. Tędy też w 1987 roku przejeżdżał Jan Paweł II, który odwiedził Lublin podczas swojej kolejnej pielgrzymki do Polski.
Ulicę z obu stron otaczały osiedla ze starymi, obdartymi kamienicami. Podobnie jak te przy Wapiennej niegdyś służyły jako mieszkania robotnicze. Z czasem wprowadzali się tutaj zwykli ludzie, którzy nadal mają tam swoje cztery ściany.
Między kamienicami prowadziło wiele wąskich uliczek, a jedną z nich była właśnie ulica Jastrzębia. Przed jedną z nich Leon zaparkował swoją białą Skodę i razem z Karoliną podążył w kierunku wejścia. Budynek miał szarą, nieprzyjemną dla oka elewację. Zasłaniały ją wysokie drzewa. Cisza, która panowała, sprawiała wrażenie, że czas się tu zatrzymał. Tego wrażenia nie poprawiali ludzie, którzy krążyli po okolicy. Na ogół byli w sędziwym wieku, ubrani w stroje jeszcze z czasów PRL.
- Nieprzyjemne miejsce - stwierdziła policjantka, przechodząc przez drzwi wejściowe, które były otwarte. Wnętrze przypominało stary szpital, szczególnie te zielone, wyblakłe barwy.
- No, dokładnie - odpowiedział jej partner, wchodząc na półpiętro i podchodząc do drzwi, które wykonane były z dziwnego materiału. Gdy już przed nimi stanął, uniósł rękę do góry i nacisnął na włącznik ze znaczkiem dzwonka.
Po chwili w środku coś zaszurało. Z każdą chwilą dźwięk narastał, aż ktoś otworzył zamek i nacisnął na klamkę.
- Inspektorzy Kowalski i Haber. Pan Piotr Horecki? - spytała Karolina - jesteśmy z policji. Chcemy zadać kilka pytań.
Drzwi otworzyły się do końca. Stał w nich chłopak, na oko dwudziesto pięcio latek. Miał długie, czarne włosy przewiązane ciemną chustką, pokrytą ludzkimi czaszkami. Ubrany był w ciemnozielony sweter i sztruksowe spodnie, a na nogach miał klapki.
- Wejdźcie - powiedział delikatnym głosem. Widać było, że jest bardzo przygnębiony.
Weszli do środka. Szli po mechatym brązowym dywanie. Ściany były pokryte drewnianymi panelami, na których zaczepiono kilka obrazków. Po prawej stronie stały szafy, kredens i mała ławeczka, na której można było usiąść i spokojnie zawiązać buty.
Gospodarz wskazał ręką pokój, do którego mieli wejść policjanci. Był bardzo mały, a trzy osoby w nim można śmiało sklasyfikować jako tłum. Po środku stał stół z dwoma fotelami po bokach, a z lewej znajdowała się bardzo wygodna kanapa. Wzrok jednak przykuwało to, co znajdowało się z drugiej strony. Na niskiej szafeczce w kącie stał bardzo zabytkowy adapter. Leciała z niego cicha muzyka, która było mocno relaksacyjna. Obok za szklanymi drzwiczkami ustawiono szpule jednak nigdzie nie dało się dostrzec magnetowidu, do którego były one przeznaczone. W dzisiejszych czasach wszystko to było bardzo drogie.
- Napijecie się Państwo czegoś? Może herbaty? - zaproponował Horecki.
- Dziękujemy - odparł Leon, który siadał właśnie na kanapie. Karolina zrobiła to samo.
Chłopak podszedł do adaptera i go wyłączył. Nastała cisza. Następnie usiadł w fotelu z lewej strony stołu i poprawił swoje włosy.
- Więc słucham - powiedział - co Państwo chcą wiedzieć?
- Na początek chcieliśmy złożyć wyrazy współczucia - zaczęła mówić dziewczyna - wiemy, że łączyła Was z Bergiem specyficzna...
- Byliśmy parą, o to chodzi? - speszyło to policjantkę - od kilku lat byliśmy razem. Możecie mi nie wierzyć, ale naprawdę się kochaliśmy.
Teraz inicjatywę przejął Leon.
- Wiem, że to dla Pana trudne, ale czy ma Pan jakieś podejrzenie kto mógł go zabić?
Chłopak schylił głowę. Ledwo się trzymał. Zaczął bawić się palcami, naprzemiennie je przekładając.
- Skąd pewność, że i mnie coś takiego nie spotka? - rzucił nagle - skoro Tomek był niewygodny dla paru osób to i ja też mogę być.
- Ma Pan kogoś konkretnego na myśli? - dociekał policjant.
- A choćby jego ojca - odparł, wstając z fotela. Podszedł do szafki, w której stały szpule i zaczął je nerwowo przekładać.
Policjanci spojrzeli po sobie.
- Myśli Pan, że ojciec chciał zabić syna przez to, że się kochaliście?
- On jest nienormalny! - krzyknął, jednocześnie ściskając w dłoni szpulę, która rozleciała się na kawałki - dla niego zamiast szczęście syna liczą się tylko słupki w telewizji. Nic go Tomek nie obchodził.
Horecki schylił się i zaczął zbierać rozrzucone kawałki plastiku.
- Opowie nam Pan coś więcej? - zapytała policjantka.
- Tomek nienawidził swojego ojca. Był w jego rękach marionetką. Musiał jeździć na te wszystkie spotkania, czy to w Warszawie, czy w Brukseli. Miał być na każde jego wezwanie.
- Podobno Berg zaplanował kolejną podróż, w której Tomek miał wziąć udział - rzekł Leon.
- Tak, na jakiś szczyt - odpowiedział, siadając ponownie w fotelu - ciągle chodził wkurzony i wyzywał go przy mnie za to, bo mieliśmy wyjechać w tym czasie do Kenii... - głos mu się załamał, a po policzku spłynęła ogromna łza - On tak strasznie kochał kulturę afrykańską i marzył o podróży do Nairobi.
- Może przyniosę Panu wody - zaproponowała Karolina i bez wahania udała się w poszukiwaniu kuchni. Leon w tym czasie nachylił się w stronę Horeckiego.
- Czy Tomasz miał jakiś wrogów? - spytał.
- Nie miał... zawsze żył w zgodzie ze wszystkimi. Wie Pan, poznaliśmy się w wolontariacie, który polegał na rozweselaniu ciężko chorych dzieci w szpitalu. Przychodziliśmy tam raz, czasami dwa razy w tygodniu i pozwalaliśmy choć na chwilę im zapomnieć o bólu, czy też codziennych troskach.
W tym momencie Karolina przyniosła szklankę wody i postawiła obok chłopaka. Ten szybko ją chwycił i momentalnie opróżnił.
- Tomek - kontynuował - nadal przychodził na Chodźki. Często też przyjeżdżał do swojej babci, która mieszkała pod Lublinem i pomagał jej w ogródku, czy też w domu. Nie mógł mieć wrogów, no chyba, że wrogów swojego ojca.
- Co mamy przez to rozumieć? - wtrąciła dziewczyna, siadając obok partnera.
Chłopak podniósł wzrok i spojrzał na nią.
- To, że jak ten zapyziały dziad robił te swoje brudne, polityczne interesiki, to zawsze najbardziej dostawało się jego rodzinie. Przykładu nie trzeba daleko szukać. Gdy zaproponowano mu koalicję rządową to od razu rzucił wszystko i wyjechał do Warszawy. Kazał też przeprowadzić się Tomkowi, ale ten się sprzeciwił i zagroził, że ujawni nasz związek.
Znów zapadła cisza. Leon wiedział, że polityka jest strasznie brutalną dziedziną życia. Szukał w głowie kolejnego pytania i po dłuższej chwili znalazł je.
- Czy Tomek nie mówił, że ma tamtej nocy spotkać się z kimś lub że ktoś ma do niego przyjść?
Chłopak pokręcił głową
- Mówił tylko, że czeka na swojego ojca, który miał przyjechać z Warszawy i razem mieli lecieć do Brukseli.
W głowie policjanta narodziła się pewna teoria. Postanowił wstać i wyjść z pokoju, aby zadzwonić. Musiał zbadać pewien ślad. Skręcił w stronę kuchni, która ukazała się jego oczom.
Gdy już w niej się znalazł, wyciągnął telefon i wykręcił numer.
- Cześć Karol, możesz coś dla mnie sprawdzić? - powiedział do słuchawki.
- Miał oprócz Ciebie jakiś innych znajomych? - zadała kolejne pytanie Karolina.
- Nie - odpowiedział jej - jego ojciec zabronił mu widywać się z kimkolwiek. Wynajął nam to mieszkanie i nie mogliśmy pokazywać się publicznie. Boże, jaki on jest głupi!
Schował swoją twarz w dłoniach. Psychicznie z nim było słabo. Stracił w końcu najważniejszą osobę w swoim życiu.
- Przepraszam, ale muszę zadać to pytanie. Gdzie Pan był tamtej nocy, gdy Tomasz zginął?
- Tutaj, w domu - odpowiedział.
Leon wrócił do pokoju. Gdy dziewczyna ujrzała partnera, wstała i wyciągnęła rękę do Horeckiego.
- Dziękujemy za poświęcony czas - powiedziała, a chłopak również wstał i uścisnął jej rękę.
- Gdybyście mieli Państwo jakieś pytania to zapraszam.
Po tych słowach odprowadził ich do drzwi.
- Ty też masz wrażenie - odezwał się Leon, gdy wyszli przed kamienicę - że Berg mógł coś mieć związanego ze śmiercią syna? Nie był jakoś nadzwyczajnie przejęty jak go przesłuchiwaliśmy.
Dziewczyna przytaknęła.
-Trzymał go w izolacji. Przeszkadzała mu jego orientacja. Tomek groził mu, że ujawni swój homoseksualizm więc jakiś motyw jest.
- Kazałem sprawdzić, czy Berg ma alibi na tamtą noc...
Nagle przerwał mu krzyk, który dobiegał z wejścia do budynku.
- Poczekajcie - wolał Horecki.
Komentarze
Prześlij komentarz