Rozdział 17 - Kolor

  Winda, którą wjeżdżali Karolina i Leon, zatrzymała się na dziesiątym piętrze. Gdy drzwi się otworzyły, ich oczom ukazała się ogromna przestrzeń, osłonięta dużymi oknami, za którymi widać było panoramę Lublina. Policjanci wcześniej nie zdążyli się wymienić informacjami, gdyż czasu robiło się coraz mniej i priorytetem stało się teraz przesłuchanie tajemniczego Mistrza.
- Ale tutaj ładnie - zawołała dziewczyna, podbiegając bliżej okien. 
  Spojrzała w dół i ujrzała malutkich ludzi, którzy przemierzali chodnik lub krążyli nerwowo na przystanku, czekając na spóźniający się autobus.
- No ładnie, ładnie - pprzytaknął Leon, stając obok partnerki - postarali się przy budowie. 
  Biurowiec, w którym się znajdowali, został oddany do użytku niespełna rok wcześniej. Powstał w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna znajdowała się stara zajezdnia dla autobusów MPK na Helenowie, obok ulicy Nałęczowskiej. Wraz z biegiem lat, gdy tabor autobusowy został zmodernizowany, miasto postanowiło wybudować nowe miejsce spoczynku autobusów, które zastąpiłoby stare garaże i budynki, nadające się już tylko do rozbiórki. Zlokalizowano ją na Grygowej, a miejsce po dotychczasowej zajezdni szybko zyskało nowy plan zagospodarowania. Na większej części zbudowano więc kilka luksusowych bloków, na parterach których umiejscowiono banki, sklepy, czy na przykład żłobek. Zainteresowanie mieszkaniami w nich było tak ogromne, że obecnie dobudowywane są dwa kolejne bloki, a w planach jest jeszcze jeden. 
  Resztę miejsca wykorzystano w jeszcze bardziej praktyczny sposób. Po dwóch latach budowy powstał trzynasto piętrowy biurowiec, chyba największy w mieście. Jego charakterystycznym elementem jest brak elewacji, którą zastępują okna, czasami przedzielone czarną płytą. Znajdują się w nim siedziby różnych firm, choćby ZTMu w Lublinie. W planach jest budowa obok bliźniaczego biurowca, jednak znając polskie realia, nieprędko to nastąpi. 
  Nagle Leon szturchnął swoją partnerkę, która cały czas przyglądała się krajobrazom za oknem. 
- Spójrz! - wskazał ręką. 
  Odwróciła się i skierowała wzrok na prawo. W drzwiach, które znajdowały się w rogu piętra, stał wysoki mężczyzna, który miał czarne, kręcone włosy. Ubrany był we flanelową koszule i spodnie khaki, a na nogach miał klapki. 
- Witajcie! - zawołał cienkim głosem - Państwo na spotkanie?
  Policjanci podeszli bliżej. 
- Nie byliśmy umówienie ale...
- To nic nie szkodzi - przerwał dziewczynie wypowiedź - tutaj każdy przychodzi wtedy, gdy uważa, że jest gotowy. Zapraszam!
  Mężczyzna wszedł do środka a oni spojrzeli po sobie. Nie mieli innego wyjścia, jak tylko pójść za nim. 
  Minęli drzwi i od razu zaniemówili. Znaleźli się w pokoju, który cały pomalowany był na żółto. W zasadzie wszystko, co tam się znajdowało, miało taki kolor, nawet kwiaty, które stały na parapetach. Leon dostrzegł, że są to róże, które idealnie wiązały się z tym miejscem.
- Nazywam się Felipe i jestem lektorem szkoły Rose Lambda, związanej z bractwem różokrzyża - przedstawił się mężczyzna - prowadzimy tutaj nauki  i doradzamy jak dobrze porozumieć się z Bogiem oraz oczyścić swoją duszę z grzechu. 
  Podszedł do wysokiego stołu, który zazwyczaj można ujrzeć w recepcji jakiegoś hotelu. Pojawił się na jego suchej twarzy niezwykle szczery uśmiech.
- Mamy tutaj taką zasadę - kontynuował - że możemy zadać tylko jedno pytanie, na które najbardziej poszukujemy odpowiedzi. Także słucham Państwa.
  Leon spojrzał na partnerkę, a potem na Felipe. 
- Chcielibyśmy poznać mistrza - powiedział, a mężczyzna skrzywił się. 

  Mrok wiedział, że musi działać szybko. Czas uciekał mu nieubłaganie. Przeszedł przez mały mostek i rozejrzał się w poszukiwaniu nieproszonych oczu, które mogły go nakryć. Gdy upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu, szybkim ruchem ręki założył czarny kaptur na swoją głowę. 
  Szedł dalej. Minął ogromne wierzby, które poruszał lekko wiatr i znalazł się na ogromnej polanie. Jego głowa była wolna od niepotrzebnych myśli. Uważał siebie za posłańca narodu, człowieka, który zmienia bieg historii. Czuł wewnętrzną dumę.
  Po krótkim spacerze ujrzał cel, do którego zmierzał - piękny, kolorowy budynek. Czekała go kolejna misja, której wykonanie mogło okazać się trudne. Wiedział jednak, że musi to zrobić, by nie zawieść nikogo. Poza tym czekała na niego nagroda. 
  Ponownie rozejrzał się dookoła, lecz nigdzie nie dostrzegł żywej duszy. Wieczór, który pracował na rzecz nocy, wygrywał powoli tą walkę z dniem. Latarnie, które stały w pobliżu, nieśmiało zaczęły świecić. Było jednak w miarę widno.
  Mrok przeszedł teraz obok kas i znalazł się w namiocie. Widownia świeciła pustkami, podobnie jak scena, z tą jednak różnicą, że stały tam ogromne słupy, do których zaczepiona była ochronna siatka. Kilkoma wielkimi susami znalazł się przy niej. Gdy już stał obok, wyciągnął nóż z kieszeni płaszcza, którym był okryty i przeciął kilka linek. Już chciał uciekać, gdy usłyszał zza pleców czyjś głos. 


- Mistrz Lotana wyjechał - odpowiedział mu Felipe - Niestety nie wiem, kiedy on wróci. Za to ja jestem i mogę Wam pomóc. Jakie macie pytanie? 
  Ponownie się uśmiechnął. Leon czuł się lekko zawiedziony. Myślał, że dostanie masę informacji, które pomogą dorwać mordercę, jakim według niego był ojciec ofiary. W tej sytuacji było to niemożliwe. Mocno jednak zaskoczyło go imię Mistrza. 
- W takim razie niech nam pan opowie o rodzinie Bergów - rzuciła Karolina, zakładając, że Felipe wie coś na ten temat.
  Mężczyzna zmieszał się. Uśmiech zniknął, a zastąpiła go bardzo poważna mina. Jego lewa ręka zaczęła lekko drżeć. Widać było, że to nazwisko wywołało u niego skrajne emocje.
- Nie możemy udzielać informacji na temat osób związanych ze szkołą - odpowiedział.
  Goście wyciągnęli z kieszeni odznaki i pokazali je. 
- Chyba jednak będzie pan musiał, o ile nie chce, byśmy zabrali Pana na komisariat - odparł Leon - Jesteśmy z policji. 
  Mężczyzna zbladł. Krople potu zaczęły wysuwać się spod jego włosów. Oparł się o blat stołu, bo wyglądało na to, że za chwilę może stracić równowagę.
- Ale i tak nie mogę... - chciał coś powiedzieć, ale Leon stanowczo zareagował.
- Słuchaj Felipe, prowadzimy śledztwo w poważnej sprawie i nie mamy czasu na gierki. Musisz odpowiedzieć nam na kilka pytań. 
  Nic się nie dało zrobić. Był przyparty do muru i musiał zatańczyć tak, jak grali mu policjanci. Zaprosił więc ich na kanapę, która znajdowała się w rogu. Sam usiadł na fotelu, stojącym naprzeciwko. 
- Na wstępie chcę zaznaczyć, że pewnych informacji i tak nie mogę wam zdradzić, bo inaczej mogą mnie i was podać do sądu. 
  Leonowi było wszystko jedno. Zdawał sobie sprawę, że mieszając się w życie polityków, sprowadza na siebie duże zagrożenie. Jest to świat, z którego nie da się uciec i co najwyżej można usiąść i patrzeć jak się wszystko wali. Musiał jednak rozwiązać tę sprawę, bo czuł, że jest już blisko. Miał w sobie spotykany wśród dobrych policjantów instynkt, który pozwalał mu na takie oceny i często doradzał w kwestii podejrzanych. Czasami też sugerował działania, które należało podjąć.
- Panie Felipe, czy Berg należał do waszej szkoły? - spytał. 
  Mężczyzna spojrzał na niego. 
- Tak, od kilkunastu lat przychodzi na spotkania. Wcześniej do naszej starej siedziby, teraz tu. 
- Dlaczego w ogóle zdecydował się na to? - zapytała Karolina. 
- Tej pierwszej, poważnej przyczyny, nie mogę wam zdradzić, nawet jakbyście mnie torturowali. - dodał za chwilę - Jednak jeśli chodzi o tę drugą, to jak najbardziej mogę powiedzieć. 
  Policjanci nachylili się. 
- Pewnego dnia - mówił Felipe - Berg przyszedł tu, szukając pomocy. Przyjąłem go wtedy i prosiłem, by zadał mi pytanie. A on spytał: czy grzechy dziecka są spowodowane tym, że rodzice źle je wychowali i to oznacza, że oni też są tym grzechem obciążeni?
- I co pan odpowiedział? - Leon skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Powiedział to bardzo arogancko.
- Pan myśli, że to, o czym tutaj mówimy, jest banalne? - spytał mężczyzna, a w jego oczach pojawił się gniew - Wy wszyscy traktujecie nas jak sektę. Wykluczacie, bo mamy inne zdanie niż kościół, któremu ufacie bezgranicznie. A biskupi siedzą na tych swoich tłustych dupach i liczą waszą forsę... Jesteście głupcami!
- A wy nie pobieracie opłat? - wtrąciła się Karolina. Tak samo, jak jej partner podchodziła z dystansem do bractwa. 
- Pobieramy wpisowe, które przeznaczamy na utrzymanie szkoły. Jak wiecie państwo, żyjemy w czasach, gdzie wszystko jest opodatkowane. 
  Miało to jakiś sens.
- To co usłyszał Berg od pana, gdy zadał to swoje pytanie? - sprowadził ponownie na właściwe tory rozmowę policjant. 
  Pytany znów skierował wzrok w jego stronę. 
- Powiedziałem mu, że każdy z nas ma wolną wole i musi być odpowiedzialny za swoje czyny, wyciągać z nich lekcje i stosować w swoim życiu, a to przybliży ich do Boga. Dzisiaj jednak jest to niemożliwe. 
- Dlaczego? - zaciekawiło to trochę Karolinę.
-Bo człowiek ma za wiele pokus, które go rozpraszają na przykład używki, okultyzm,  czy choćby media masowe i homoseksualizm.
  Leon rozłożył się na kanapie i wsadził ręce w kieszenie spodni.  Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu i aż zmrużył oczy, gdyż ten żółty kolor zaczął razić i wywoływać ból głowy.
- Wie pan jaki problem z synem miał Berg. Tomek był gejem.. - powiedział. 
- Tak, ale o tym rozmawiał już z mistrzem. 

  Wydawało się, że nic z tej rozmowy już więcej nie da się wyciągnąć. Nadal tożsamość Mistrza nie została ustalona, a Felipe nie pomógł w znalezieniu dowodów przeciwko Bergowi. Karolina jednak miała jeszcze jedno pytanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 23 - Prawdziwa twarz

Rozdział 10 - Podejrzenie

Rozdział 14 - Polityk