Rozdział 19 - Rysunek

  Błonie pod Zamkiem Lubelskim niegdyś stanowiły niezły punkt obronny. Tutaj znajdowały się bowiem stawy, które chroniły zamek przed atakami wrogów. Takie rozwiązanie było możliwe dzięki przepływających niedaleko dwóch rzek: Bystrzycy i Czechówki. 
 Niegdyś ten teren liczył ponad trzydzieści cztery hektary. Obecnie jednak większą część tego miejsca stanowią plac Zamkowy, dworzec PKS, targ pod zamkiem, czy szkoła na Podwalu. Z reszty utworzono kilku hektarowy pas zieleni, który istnieje do dziś. 
  Wchodząc tu od strony placu Zamkowego, mija się z prawej strony wieczną latarnie oraz szkołę. Od razu rzuca się w oczy ogromna przestrzeń, zakończona przy Alei Unii Lubelskiej ogromnymi drzewami. Często odbywają się tu liczne koncerty i imprezy, choćby takie jak Karnawał Sztukmistrzów. Idąc w stronę drzew przechodzi się obok placu zabaw, z którego idealnie widać, jak ogromny jest zamek. Stoi on na wzgórzu i zdecydowanie góruje nad obserwującymi. Jest to inne wrażenie niż to, gdy ogląda się go z placu po Farze. Tam wygląda niewinnie, jest malutki, niczym zbudowany z klocków lego.
  Kilka metrów dalej, za miejscem wyznaczonym do zabawy dla dzieci, dostrzec można małe oczko wodne, które jest pozostałością po jednym ze stawów. Zazwyczaj jest tam spokojnie, można w upalny dzień odpocząć, licząc na ochłodę. Pomagają też w tym drzewa, które skutecznie rzucają cień. Po prostu azyl w centrum wielkiego miasta.
  Ale dzisiejszego wieczoru spokój tego miejsca zakłóciły jednak koguty na dachach policyjnych radiowozów, które kolorowały noc raz na czerwono, a raz na niebiesko. Wszędzie, gdzie tylko się dało, krążyli policjanci, którzy przeczesywali każdy centymetr ziemi, w poszukiwaniu czegoś, choć sami nie wiedzieli czego. Wkrótce do reszty radiowozów dołączyła biała Skoda, również z włączonymi policyjnymi światłami. 
- Jesteście! - zawołał Karol na widok znajomych policjantów. Od razu do nich podbiegł. 
- No witaj Karol - przywitał się z nim Leon - Co dla nas masz? 
  Chłopak poprawił swoje włosy, które domagały się umycia. Wskazał następnie ręką na grupkę ludzi, stojących od strony ulicy. 
- Widzicie tego chłopczyka? Jego mama do nas zadzwoniła godzinę temu i powiedziała, że w tym oczku pływa jakiś dziwny, zakrwawiony przedmiot.
- A kim oni są? - spytała Karolina.
- Nie wiem, raczej przyszli na plac zabaw. Mały przyleciał tutaj i znalazł to gówno. 
  Zaprosił ich, by podeszli bliżej. Przeszli pod taśmą, która odgradzała miejsce i znaleźli się obok oczka, przy którym kilkoro techników, ubranych na biało, nachylało się przy jakimś przedmiocie. Jako że było ciemno, miejsce oświetlało kilka reflektorów, które policjanci przywieźli ze sobą. 
- To jest ten przedmiot - wskazał Karol. 


- Co to jest? - spytała dziewczyna, spoglądając w lustro, na którym widziała swoje plecy i malunek, wykonany przez wujka. 
- To jest czarcia łapa - odpowiedział jej. Był niezwykle dumny ze swojego dzieła. 
  Dziewczyna jeszcze raz spojrzała w lustro. Widziała tam czarną dłoń, która miała nienaturalnie chude palce i bardzo długie paznokcie. 
- Nie za bardzo odstraszające? - lekko się skrzywiła. Wykrzyczała jednak za chwile - Ale powiem Ci, że masz talent!
  Mrok podszedł do niej i odciągnął jej czarne włosy. Odłożył na biurko kredkę, którą malował rysunek i palcem obrysował go. Nie mógł się sobie nadziwić.
- Wiesz co to jest? - zapytał. 
  Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Mam nadzieję, że za chwile się dowiem! - uśmiechnęła się szeroko. 
  Mężczyzna usiadł z powrotem na krzesło i wziął łyk herbaty, która już praktycznie wystygła. Musiał wymyślić kolejne kłamstwo, które sprzedałby siostrzenicy. Czuł się z tym źle, lecz misja była najważniejsza. 
- Ta łapa w naszym mieście uznawana jest za symbol szczęścia. Za każdym razem, jak pokazywałaś nagrania z występu, to krew mi mroziło w żyłach. Pomyślałem, że taka mała ochrona Ci pomoże. 
- To coś na wzór króliczej łapki? - znów przeglądała się w lustrze. 
- Tylko takiej z Lublina - odparł mrok.
  Nagle usłyszeli głośną muzykę, która dobiegała od strony namiotu cyrkowego. 
- Chyba zaczęli już występ - uradowała się dziewczyna - Idziemy!!
  Wyszli z wozu i niemal natychmiast znaleźli się w namiocie. Mrok jednak musiał zająć miejsce na publiczności. Znalazł idealne siedzenie obok wyjścia, dzięki któremu mógł spokojnie się ewakuować w odpowiednim momencie. 
  Przedstawienie trwało. On jednak nie skupił się na tym, co kto wywijał na scenie, tylko siedział i wpatrywał się w linę, górującą nad głowami publiczności. Wyczekiwał występu swojej siostrzenicy, jak się miało okazać, ostatniego. 
  Doczekał się. Po piętnastu minutach gruby prowadzący zapowiedział piękną akrobatkę, która miała sprawić, że widzowie będą siedzieć jak na szpilkach. Zaczęła grać muzyka, a reflektory lekko przygasły. Po chwili znów zrobiło się widno, a zjawiskowa dziewczyna szybowała w powietrzu, jakby grawitacja nie miała żadnego znaczenia. Swoim pokazem hipnotyzowała wszystkich, szczególnie męską część widowni, która nie mogła oderwać od niej oczu. 
  Mrok także unosił głowę do góry, jednak nie podziwiał siostrzenicy, a swój rysunek, który był bardzo dobrze widoczny. Ktoś idealnie upiął jej włosy. Czekał na grande finale, rytuał, który wykonywała za każdym razem, gdy kończyła swój występ.
  W pewnym momencie puściła drążek trapezu i zaczęła spadać w dół.
  Wydawało się, że trwa to wieczność.
  Miała bezpiecznie upaść na siatkę, zejść z niej i ukłonić się publiczności.
  Jednak tego wieczoru siatka była ochronna tylko z nazwy.


  Na trawie obok oczka leżał ogromny topór. Wykonany był ze specyficznego metalu, który mienił się pod wpływem światła. Rączka, znajdująca się na samym dole rury, która podtrzymywała ostrze, zrobiona była ze złota i miała charakterystyczne zdobienie. 
  Górna strona topora, w której większą część zajmowało ostrze, pokryta była krwią. Pod wpływem czasu jednak czerwona ciecz zakrzepła i zrobiła się bordowa. Technicy zeskrobywali właśnie kawałek zaschniętej krwi i pakowali w torbę foliową, aby przeprowadzić na niej badania. 
- Ciekawa siekierka - zażartował Karol, jednak spotkał się z brakiem reakcji. Tylko Leon na widok przedmiotu odwrócił na chwilę głowę, przygryzając przy tym język. Nie uszło to uwadze Karoliny. 
- Co to do cholery jest?! - krzyknęła dziewczyna. Była mocno zaskoczona. 
- To topór kata - odpowiedział jej partner, który doskonale znał historię przedmiotu. Był identyczny do tego, którym posługiwał się morderca w jego powieści.
- Dokładnie - przytaknął technik - w średniowieczu kaci ścinali takim narzędziem głowy skazanym. 
  Policjantka przykucnęła i zaczęła się przyglądać. Nagle wszyscy zebrani  usłyszeli krzyk, dobiegający od strony starego miasta. 
- Co to?! - wykrzyczało jednocześnie kilka osób.
- To z cyrku, tego na Rusałce  - oznajmił bez wahania Leon, któremu przypomniały się cudowne oczy Inez i to, że ma zostać drugą ofiarą tajemniczego mordercy - pewnie widownia była pod wrażeniem jakiegoś występu. 
  Po chwili oddechu wszyscy wrócili do pracy. 
- Czyli tym morderca obciął głowę Berga? - spytała policjantka. 
- Na to wygląda - odparł Karol - pasuje, z tego co kojarzę, do cięcia na szyi. Badania krwi to potwierdzą.
  Leon ogarnął się i starał się skupić na pracy. Miał już dość tego dnia i jak najszybciej chciał wrócić do swojego mieszkania, by pójść wreszcie spać.
- Wiemy, że najpierw ofiarę uduszono - ziewnął - potem obcięto mu głowę. 
- Wiemy też, że morderca wyszedł na spacer z ofiarą i tam ją zabił - przerwała mu dziewczyna.
- Nigdzie nie ma więc miejsca, gdzie skrócił go o głowę - zaśmiał się technik. 
  Karolina podrapała się po twarzy. Wszystko robiło się co raz bardziej skomplikowane. Podobnie jak partner marzyła już tylko o łóżku i o śnie o czymś przyjemnym. 
- Pewnie odcisków nie ma na tym żelastwie - przypuszczał Leon. 
  Po chwili jednak zadzwonił jego telefon, a na wyświetlaczu pokazał się numer Anatola. Odszedł więc na kilka metrów, by spokojnie porozmawiać. Reszta techników pakowała akurat topór do worka. 
- Wiesz co? - mówił Karol do dziewczyny, gdy zostali sami - podejrzewacie wicepremiera o to zabójstwo, ale mi się wydaje, że to nie on. 
  Karolina z uwagą słuchała teorii kolegi.
- Czemu tak sądzisz? 
- Bo zabawa w topory, ścinanie głowy... polityk raczej wykonałby to w sposób subtelniejszy. 
  Po chwili Leon dołączył do nich. Był cały blady, a na jego czole pojawiły się krople potu. Widać też było, że resztkami sił próbuje powstrzymać się od płaczu.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona Karolina.

- Jest druga ofiara... - wymamrotał.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 23 - Prawdziwa twarz

Rozdział 10 - Podejrzenie

Rozdział 14 - Polityk