Rozdział 27 - Kontakt
Wszystko zaczęło się sześć miesięcy temu. Magda, po odkryciu zdrady, niemal od razu wniosła pozew rozwodowy do sądu. Nie mogła patrzeć na męża, który tamtej nocy zabawiał się z inną kobietą. Czuła do niego obrzydzenie i niechęć a przecież całe życie zarzekał się, że to ona jest jego największą miłością. Wszystko okazało się tylko słodkimi, pustymi słówkami, a rzeczywistość to zweryfikowała.
Początki tej miłości były bardzo trudne. Wróciła właśnie z Japonii i wtedy poznała go: umięśnionego, przystojnego kandydata na policjanta, który za wszelką cenę chciał zmienić świat. Zaimponował jej od razu, lecz w głowie zapaliła się żółta lampka: a co jeśli kiedyś nie wróci ze służby do domu? Zawód ten był najniebezpieczniejszym ze wszystkich, gdyż nikt nie znał dnia ani godziny, kiedy jakiś szaleniec targnie się na Twoje życie. To sprawiło, że przez dłuższy czas unikała mężczyzny, lecz z uczuciem nie da się wygrać.
Przezwyciężyła wkrótce swoje obawy i niedługo po ich ślubie pojawił się Mikołaj. Mały był zapatrzony w ojca i przysiągł sobie, że kiedyś pójdzie w jego ślady. Razem bawili się w policjantów i złodziei, oczywiście dzieciak był tym dobrym charakterem. Głupi życiowy błąd i Leon nie wiedział teraz gdzie jest jego syn, co robi i jak wygląda. Miał jedno zdjęcie z poprzednich wakacji, lecz ono nie wystarczyło. Nastolatkowie zmieniają się tak szybko, że aż czasem szkoda nie obserwować tego zjawiska.
Leon nie mógł już dłużej tego znieść. Nie było dnia, by nie żałował tamtej nocy spędzonej z Karoliną. Chciał cofnąć czas i ponownie znaleźć się na tej imprezie, aby tym razem odmówić jej spaceru. Jego życie wypełniła samotność, pustka, która odbierała smak istnienia. Nie chciał jednak tak tego zakończyć, z podciętymi żyłami lub ze sznurkiem na szyi. Wymyślił więc sobie powieść, w której stworzy swoje alter ego o imieniu Semir i umieścił je w istnej utopii: z żoną, dwójką synów i pieskiem, labradorem, którego nazwał Zozo.
Semir również był policjantem, jednak nie takim zwykłym. Pracował w tak zwanym Archiwum X, czyli oddziale, w którym badano sprawy z przed wielu lat do dziś niewyjaśnione. Jedną z nich była ta dotycząca śmierci syna pewnego radnego miejskiego, któremu morderca obciął głowę z niewiadomych przyczyn. Leon przeczytał o tym w jednej z gazet i koniecznie chciał umieścić to wydarzenie w swojej powieści.
Innym razem natrafił na legendy związane z Lublinem. Była tam jedna dotycząca Inez: akrobatki cyrkowej, która rzekomo popełniła samobójstwo z nieszczęśliwej miłości. Ta historia wydała mu się tak interesująca, że po drobnym ubarwieniu stanowiła idealną zagadkę dla Semira. Brakowało więc już tylko czegoś, co zepnie wszystko w całość. Motywu przewodniego, który ubarwi opowieść.
Wkrótce znalazł coś takiego. Wszystko prowadziło już tylko do tajemniczego pokoju, który skrywała pierwsza ofiara. Cała esencja zagadki schowana w czterech, obdartych ścianach i... no właśnie. Prawda jest taka, że Leon nigdy nie skończył tej powieści. Był w gorącej wodzie kompany i docierając do tego momentu, postanowił sprawdzić, czy nadaje się jako pisarz. Udał się ze swoją wersją demonstracyjną do wydawnictwa a tam usłyszał, że powieści brakuje ducha. Paradoksalnie więc ostatnie wydarzenia ożywiły to, co pisał przez ostatnie pół roku.
— Co robisz? — spytał Jacek, który mocno się denerwował, obserwując, jak jego przyjaciel próbuje otworzyć szafkę.
Leon był jak w amoku. Wiedział tylko jedno: w tym pokoju jest rozwiązanie całej zagadki. Taka karta przetargowa, która pomoże mu oczyścić się z zarzutów.
— Próbuje otworzyć ją. Musze zobaczyć co jest w środku. Jest jednak jakoś zaryglowana i potrzebuje noża.
Jacek aż podskoczył.
— Zaraz ci go przyniosę — powiedział i niemal natychmiast wybiegła z pomieszczenia. Wdrapał się po schodach i oparł plecami o najbliższa ścianę. Pierwsza myśl, jaka pojawiła mu się w głowie, dotyczyła tego, by go zabić. Mógł wziąć teraz nóż i po cichu podciąć mu gardło. Robił już to nie raz, chociażby podczas ostatniej podróży do USA.
Po chwili jednak zrobiło mu się żal przyjaciela i musiał jak najszybciej wymyślić coś innego. Za wszelka cenę nie mógł pozwolić na to, by Leon otworzył szafkę, w której znajdowały się dowody przeciw niemu. Czasu było coraz mniej i gdy ustabilizował swój oddech, to zaczął rozglądać się po sypialni. Nagle ujrzał stojącą na parapecie ogromną, porcelanową donice i już wiedział, co z tym fantem zrobić.
Mistrz siedział w swoim fotelu i obserwował, jak ze skroni Felipe powoli sączy się krew. Żałował każdej kropli, która rozbijała się o pozostałe, tworzące sporej wielkości kałuże. Nienawidził zabijać, gdyż zawsze wiązało się to z pobrudzeniem sobie rąk. Wolał mieć od tego zaufanych ludzi, którzy robili to perfekcyjnie. Nie mógł jednak pozwolić sobie na kolejne wpadki i dlatego posunął się do takich kroków. Taka praca.
Wiedział jednak, co dalej należało zrobić. Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął szukać odpowiedniego numeru. Po chwili sygnał połączenia rozbrzmiewał już w słuchawce.
— Halo? — odezwał się zaspany, kobiecy głos. — Czy wiesz, która jest godzina?
Mistrz wstał z fotela i wyjrzał przez okno.
— Są sprawy, które nie lubią zwłoki — odpowiedział.
Kobieta ziewnęła.
— Z kim mam więc przyjemność?
— Nie jest ważne, kim ja jestem. Ważne jest to, kim pani jest, a z tego, co wiem, pracuje pani w telewizji.
Zrobiło się cicho po drugiej stronie słuchawki.
— Zapewne ma pan dla mnie jakieś ważne informacje i czegoś za to oczekuje.
Mistrz szeroko się uśmiechnął.
— Otóż tym razem moim interesem jest to, by przekazała pani światu pewne informacje.
Znów zapadła cisza, którą przerwało głośne westchnięcie dziennikarki.
— Więc słucham: Co to za informacje?
— Jutro rano odbędzie się krótka konferencja prasowa pewnego polityka. Chciałbym, aby pani zjawiła się na niej i zadała temu politykowi pare rzeczowych pytań przed kamerami. Jest to dla mnie szalenie ważne...
W tym momencie Mistrz, z pewnego rodzaju obłędem w oczach, przedstawił swojej rozmówczyni, jak ma wyglądać jej zadanie. Następnie pożegnał się i po rozłączeniu postanowił posprzątać całe pomieszczenie, by nie zostawić niepotrzebnych śladów. Schował również swój pistolet do szafki. Wiedział, że koniec tej całej sprawy jest bliski i czekała na niego już sowita nagroda, którą spożytkuje wkrótce na Hawajach.
Pojawiła się Leonowi w głowie taka myśl, że mógłby jednak dokończyć swoją powieść. Wiedziałby przynajmniej, gdzie tak naprawdę zacząć szukać mordercy. Z całej sił szarpał teraz za drzwiczki małej szafeczki, które były mocno zaryglowane.
Bardzo ciekawiło go, co tam się w środku znajduje. Liczył oczywiście na konkretny dowód. No bo w końcu to w tym pokoju umieścił odpowiedzieć na wszystkie pytania w swojej powieści i to właśnie tutaj miał dotrzeć Semir.
Nagle drzwiczki poruszyły się. Od tego ciągłego szarpania jeden z zawiasów się przełamał i wystarczyło teraz oberwać drugi, by ujrzeć jej wnętrze. W środku nie było zbyt wiele rzeczy. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to ogromne zdjęcie, które stało z brzegu oparte o jakieś książki. Leon już chciał je chwycić, by przyjrzeć mu się w lepszym świetle, gdy nagle usłyszał krzyk Jacka, dobiegający z sypialni Berga. Natychmiast zaczął biec w tym kierunku, a jego serce waliło jak opętane. Szybko pokonał schody i stanął przy wejściu do tunelu, by zorientować się, jak wygląda sytuacja. Ciągle tylko słyszał wołanie o pomoc swojego przyjaciela i błaganie o darowanie życia. Postanowił się wychylić i w tym momencie usłyszał dźwięk rozbijanej porcelany. Poczuł ogromny ból głowy oraz że jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Po chwili padł na podłogę, a przed oczami zrobiło się ciemno.
Fajnie że w końcu coś o powieści Leona
OdpowiedzUsuń