Rozdział 30 - Poszlaki
Przyjemny poranek zaskoczył Karolinę. Promienie słoneczne, które przebijały się przez okno, oświetlały jej buzie. Czuła, że nareszcie odespała ostatnie ciężkie dni i że może wrócić spokojnie do pracy.
Niestety, mimo soboty musiała wstać z łóżka. Nie był to czas na leniuchowanie. Spuściła nogi na podłogę i przeciągnęła się, a następnie wstała i założyła kapcie. Spojrzała w lustro, które było zamontowane nad małą szafeczką z kosmetykami. Ujrzała swoją twarz, pełną energii, z przenikliwym wzrokiem, które na pewno nie przegapi nawet małego szczegółu.
Po chwili przeznaczonej na poranną toaletę, zeszła po schodach na dół. Miała na sobie teraz błękitny szlafrok, w który była mocno wtulona. Pierwsze co, to weszła do kuchni i zaczęła bawić się automatem do kawy. Picie jej było rytuałem każdego pracującego i nie wyobrażała sobie dnia bez wypicia porządnego kubka tego czarnego trunku.
Nagle otworzyły się drzwi wejściowe do domu. Znajdowały się obok kuchni, dlatego też Karolina wychyliła głowę, by sprawdzić kto to. W drzwiach stał Igor, który wrócił z ogromnym bukietem kwiatów. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że gdy się obudziła, jego nie było obok.
— Już wstałaś, kochanie? — spytał, ściągając swoje buty.
— Tak... Gdzie byłeś?
Mężczyzna wszedł do środka. Ujrzała teraz, że trzymał w ręce dwanaście żółtych róż.
— Proszę, to dla ciebie — powiedział i wręczył go żonie. — Musiałem coś załatwić na mieście, dlatego wstałem z samego rana. No i postanowiłem zrobić zakupy. A te kwiaty to tak na spontanie.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
— Z jakiej to okazji? — wydusiła z siebie, a po chwili ucałowała go czule. Była lekko zaskoczona. — Poza tym, nie daje się żółtych róż kobiecie, głupolu. Wręcza się je ludziom, którzy osiągną jakiś sukces.
Igor podszedł do niej i złapał ją w talii. Pocałował ją w czoło i wciągnął do kuchni.
— No to widzisz, jak trafiłem. Pierwszy raz stoisz na czele śledztwa. To nie sukces?
— Niby tak — wyrwała się z objęć męża. — Wiesz jednak, że to tylko chwilowe. Leon jest niewinny i jak się sprawa wyjaśni, to niebawem wszystko wróci do normy.
W tym momencie automat zapikał. Karolina usiadła na krześle, a mężczyzna podszedł do szafki i wyciągnął dwa kubki, po czym zapełnił oba kawą. Postawił je na stoliku pod oknem i usiadł na przeciwko Karoliny dziewczyny.
— A co z nim się dzieje tak w zasadzie? Czemu oskarżają go o takie rzeczy?
Dziewczyna brała akurat pierwszy łyk trunku.
— Sama dokładnie nie wiem. Oni są jacyś nienormalni. Twierdzą, że Leon uciął głowę synowi tego polityka oraz przyczynił się do śmierci takiej akrobatki. To jest niedorzeczne.
— Stoisz na czele śledztwa. Musisz więc mu pomóc.
— No wiem. Nawet nie chce myśleć o tym, że to on jest mordercą.
Nastała chwila ciszy. Igor wyciągnął telefon i stukał po ekranie. Karolina z kolei wpatrywała się, jak mała sójka ląduje na gałęzi jednej z tujek, które rosły w ogrodzie. Starała się uwolnić od niepotrzebnych myśli i cieszyć chwilą, lecz wiedziała, że za chwile musi skończyć tą sielankę.
— Wiesz, że muszę jechać? — odezwała się łagodnym głosem.
— Wiem... — odpowiedział, przygryzając wargę. — Ale musimy sobie to odbić!
Ruch był mały. Przebranie się i dojazd na komendę zajęły Karolinie niecałą godzinę. Gdy wysiadła z samochodu, momentalnie znalazła się w środku budynku. Szybkimi susami wbiegła po schodach i już była w swoim biurze. Rzuciła torebkę na krzesło i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Wzięła głęboki oddech. Musiała zastanowić się od czego zacząć. Była lekko poddenerwowana, gdyż swoje pierwsze własne śledztwo chciała przeprowadzić w jak najlepszy sposób. Nie można przecież wypuścić z rąk takiej szansy.
— O, jesteś już! — wrzasnął Karol, który wleciał przed chwilą do biura.
— No jestem, masz coś? — odpowiedziała, opierając się o blat jednego z biurek.
Chłopak przytulił swoje ramię do futryny drzwi i wziął kilka głębokich wdechów. Był mocno zadyszany i potrzebował paru sekund, by dojść do siebie.
— Oczywiście! — odparł. — Po pierwsze i najciekawsze, Inez, czyli druga ofiara, od urodzenia mieszka w Polsce.
Karolina skrzywiła się.
— I to takiego ciekawe?
Karol opuścił ręce.
— Ty nic nie rozumiesz... Jeżeli urodziła się w Polsce, to znaczy, że gdzieś jest jej akt urodzenia. Jeżeli już jest akt urodzenia, to musi tam być wpisane imię i nazwisko ojca.
— I znalazłeś ten akt urodzenia?
— Szukałem... — zasmucił się trochę. — Niestety, nie znalazłem go. I to jest bardzo dziwne, bo akty urodzenia innych osób, które przyszły na świat tego samego dnia co ona, znajdowały się w systemie.
— Czyli ktoś usunął z systemu ten akt urodzenia, tak?
Karol podszedł do dziewczyny i wręczył jej jakąś kartkę. Sam usiadł na krześle przy biurku Leona.
— Na to wygląda. Tam masz wyciąg z systemu i przy dziewczynie widnieje napis: brak dokumentów.
Karolina uważnie wpatrywała się w kartkę. Zajęło jej to dłuższą chwilę, by w stosie imion, znaczków i liter, odnaleźć to, o czym mówił jej nowy partner.
— Uwaga, robi się jeszcze ciekawiej — mówił dalej chłopak. — Rozmawiałem z pielęgniarką, która przyjmowała tamtego dnia poród. Z początku mówiła, że nie pamięta, że to było dawno. Jednak gdy wyjaśniłem jej sytuację, to przypomniała sobie, że przy narodzinach córki był jej ojciec. Powiedziała, że był to jakiś polityk.
Karoliny te słowa zbytnio nie zaskoczyły. Kto w tym patologicznym państwie byłby zdolny do usunięcia aktu urodzenia, jak nie jakiś polityk. Była to już pewna informacja, jednak wciąż brakowało konkretów.
— Masz coś jeszcze? — spytała.
Karol podał jej tym razem zdjęcie pewnego chłopaka.
— To jest Józio. To chłopak, o którym mówił szef cyrku. Od urodzenia mieszka w domu dziecka na Peowiaków. Nie ma o nim więcej informacji.
— Trzeba będzie go przesłuchać. Może on wie coś więcej o Inez i jej rodzicach.
Rodziło się coraz więcej pytań, lecz brakowało odpowiedzi choćby na jedno z nich. Czyżby to było właśnie morderstwo doskonale? A nawet dwa? Czy to w ogóle możliwe?
— Nic więcej w tym momencie nie mam. Ale kolega podsunął mi pewien trop odnośnie waszej teorii, że to Berg zabił swojego syna. Jak będę coś miał, to dam znać.
— Niech tak będzie. A teraz zobaczymy, co Weronika dla nas ma.
Udali się więc w kierunku schodów i kilka minut później znaleźli się w prosektorium. Weronika siedziała przy komputerze i coś wstukiwała na klawiaturze. Jadła przy tym kanapkę, a biorąc pod uwagę, że na stole leżało ciało dziewczyny, było to obrzydliwe.
— No cześć robaczki — zawołała na przywitanie. — Czego potrzebujecie?
— Cześć Werka — odpowiedziała Karolina. — Masz coś dla nas?
Lekarka zerwała się z krzesła i podbiegła do drugiego stołu, który był przykryty płótnem.
— Spójrzcie! — zerwała płótno. Ich oczom ukazał się topór, który został znaleziony poprzedniej nocy przy oczku wodnym na błoniach zamku.
— Nasz wczorajszy skarb — zaśmiał się Karol.
— Dokładnie. To jest topór, którym posługiwał się niejeden kat w średniowieczu. Jego część wykonana jest ze złota, to znaczy, że ktoś lubił się przy nim bawić. Na jego ostrzu była krew i w stu procentach mogę stwierdzić, że należała do pierwszej ofiary. Zrobiłam badania DNA.
Karolina wyciągnęła z pudełka, które stało na stoliku, lateksową rękawiczkę i przez nią złapała narzędzie zbrodni. Było jednak tak ciężkie, że po chwili upuściła je z powrotem na stół.
— Zabezpieczyłaś na nim jeszcze jakieś ślady? — spytała.
— Tak, odcisk palca. Zdjęłam go i wrzuciłam do programu, by porównać go z innymi w naszej bazie. No i to, co tam zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie.
Kilkoma radosnymi podskokami znalazła się przy komputerze. Policjanci posdąrzyli za nią. Werka kilka razy kliknęłavmyszką, a na ekranie pojawił się odcisk palca, przekreślony na czerwono.
— Co jest? — zaprotestował Karol.
— Ten odcisk znajduje się w naszej bazie, ale jest zakodowany. Nie mam do niego dostępu, tylko specjalnie uprawnione do tego osoby.
Karolina nachyliła się, by uważnie przyjrzeć się odciskowi. Chaos coraz bardziej się powiększał.
— Kto ma dostęp do takich rzeczy? — spytała, poprawiając swoje włosy.
— W zasadzie to niewiele osób. Policjanci z krajowej, odpowiedni ministrowie, komendanci...
— Znowu polityka — zauważył chłopak. — Ojciec Inez jest politykiem, to samo tyczy się Bergów. Odcisk palca sprawcy jest również chroniony przez polityków. Czy tylko mi tutaj coś się nie zgadza?
Karolina spojrzała na niego.
— Nie tylko tobie. Ta sprawa wali na kilometr polityką. Pytanie brzmi więc tak: dlaczego ktoś chce wrobić Leona w to gówno?
Wtrąciła się Werka.
— Na to pytanie ja ci nie odpowiem. Jednak skoro poruszyłaś już temat Inez...
Komentarze
Prześlij komentarz