Rozdział 31 - Mrok

— Chcesz mi powiedzieć, że przewidujesz przyszłość, czytasz z kuli, masz jakieś magiczne zdolności? — wypytywał Leon, który powoli zaczynał drwić ze staruszki. Ona z kolei podeszła do okna i wypatrywała na zewnątrz. Obserwowała jak paru kuglarzy zabawia swoimi tanimi sztuczkami przechodniów. 
— Wiedziałam, że mi nie uwierzysz — odparła. — Dlatego w tej kwestii nic Ci już nie powiem. Nigdy nie rozumiałeś rzeczy, które ciebie otaczają. 
  Leon zerwał się z krzesła. 
— A ty skąd możesz wiedzieć, czy rozumiem czy nie! Nie siedzisz mi przecież w głowie.
— Nie siedzę, ale obserwuje twoje działania. Widzę też, że twoja powieść nabrała ducha...
  Policjant padł z powrotem na krzesło. Znów przypomniał sobie o książce, której nie wydał, a wydarzenia z niej toczyły się na jego jego oczach. Nie wiedział, jak to jest możliwe. Pytanie brzmiało teraz jednak zupełnie inaczej. 
— Skąd wiesz o mojej książce? Mało osób o tym wie... 
— Masz rację — odparła Camel, odwracając się w jego stronę. — Ale morderca wie. I to jest najgorsze. 
— Ty jesteś mordercą?! — wrzasnął jak opętany, a staruszka glosno zaśmiała się. 
— Ja? Jakim cudem! Ja mam problemy nawet z tym, by wstać z łóżka. Nie udźwignęłabym tej śmiesznej siekierki...
— Ty za dużo wiesz... 
  Camel usiadła na krześle. Dotarło do niej, że nie może już dłużej ukrywać pewnych faktów. Oparła łokieć prawej ręki na blat stołu a twarz przytuliła do dłoni. 
— Pamiętam ciebie z placu po Farze — kontynuował Leon. — złapałaś mnie za rękę i krzyczałaś coś o jakimś mroku, potem szybko zniknęłaś. Teraz budzę się w twoim mieszkaniu, a ty mówisz o mojej książce...
  Kobieta wzięła głęboki wdech, czym przerwała jego wypowiedź.
— To wszystko kiedyś już się wydarzyło — wydusiła z siebie. 
  Leon wytrzeszczył oczy. 
— Ale co się wydarzyło? — spytał. 
— Te morderstwa, oskarżenia... Cała ta afera z politykami. Historia kołem się toczy. 
  Policjant przysunął się bliżej stołu. Również oparł się o blat i z zaciekawieniem wpatrywał się w staruszkę. 
— Opowiadaj — zaapelował. 
  Camel ponownie westchnęła. Jej wzrok stanął na dłoni policjanta. Wydawało się, że tkwi terazw świecie, do którego tylko ona miała dostęp. 

  To wszystko wydarzyło się ponad sto lat temu. W tamtych czasach, w Lublinie, żył pewien chłopiec, który nazywał się Józio. Mieszkał w domu dziecka, gdyż jego rodzice porzucili go zaraz po narodzeniu. Powodem tego nie był ich stan materialny ani inne sprawy, dla których porzuca się dzieci. Problem tkwił w samym Józiu, a dokładniej w dziwnych plamach, które pokrywały jego całe ciało. 
  Mijały lata, a chłopcem nikt się nie interesował. Znajomi z sierocińca nabijali się z niego, gdyż widzieli w nim wyrzutka, najsłabszego w stadzie. Z kolei ludzie zainteresowani adopcją z automatu go skreślali twierdząc, że jest to potwór. Józio więc był bardzo samotny i by zapełnić jakoś czas, nałogowo czytał książki naukowe. Zdobył przy tym ogromna wiedzę, która otworzyła mu oczy. 
  Józio zrozumiał wreszcie, że nie jest winny temu, co go spotyka. Winni są ludzie, którzy go porzucili, na każdym kroku wyzywali oraz gnębili. Szczególnie przeklinał w myślach ludzi, którzy wydali go na świat. Narodziła mu się w głowie myśl, by ich odnaleźć i w jakiś sposób odbić sobie te wszystkie stracone lata. 
  Okazało się to bardzo proste. Jego ojcem był Karol Tarczyński, znany radny lubelski, który lubił afiszować się na pierwszych stronach gazet. Każdy, kto pochodził z tego miasta, rozpoznawał go od razu. Józio więc zaczaił się na niego przed Trybunałem Koronnym i czekał, jak ten skończy pracę. Następnie obserwował go, aż dotarł pod jego dom, w którym mieszkał ze swoją żoną i synem. Tak to rozwścieczyło Józia, że był on teraz przekonany w stu procentach, że chce się zemścić. 
  Plan jego był bardzo prosty. Z pewnego źródła dowiedział się, że cała rodzina Tarczynskich należy do tajnego bractwa. Podał się wiec za jednego członka bractwa i odwiedził swojego brata w nocy. Zabrał go na spacer, by w pewnym momencie zaplec na jego szyi pasek. Potem toporem, który ukradl z zamku lubelskiego, uciął mu głowę, aby sprawa stała się jeszcze bardziej medialna i by odbiło się to na sławie ojca. 
  Nadszedł maj. Tarczyński zrezygnował z pracy w urzędzie miejskim, a Józio wreszcie mógł odetchnąć. Postanowił udać się do cyrku, który przyjechał właśnie do miasta. I wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Ujrzał tam piękna akrobatkę, która przeskakiwała z jednego trapezu na drugi, a widok ten zapierał dech w piersiach. Zakochał się w niej od razu. Jak się okazało: z wzajemniscią. Młodzi spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Józio chodził na każde występy akrobatki, potem przesiadywali na polanie, zlokalizowanej przy teatrze letnim na Rusałce. Chłopak czuł, że wreszcie może żyć.
  Jednak nadszedł czas, gdy cyrk musiał ruszyć w dalsza podróż. Dziewczyna za wszelką cenę chciała zostać w Lublinie z ukochanym, lecz rodzice zabronili jej, a ona musiała trzymać się ich woli. Nie chciała jednak, by Józio za nią tęsknił, wiec powiedziała mu, że już go nie kocha i nigdy więcej już jej nie zobaczy. Chłopakowi pękło serce i znów w jego ciało wlała się złość. Przestał siebie kontrolować i udał się na ostatni występ dziewczyny. Przedtem jednak podciął sznurki zabezpieczające i gdy akrobatka puściła się trapezu, spadła nie na siatkę, a na ziemię, zabijąc się przy tym. I tak o to Józio miał już na sumieniu dwie ofiary. 
  Tydzień później okazało się, że dom dziecka, w którym chłopak się wychowywał, zakupił pewien bogaty bankier. Niby nie było nic w tym groźnego,  lecz ów bogacz postanowił wyrzucić wszystkich mieszkańców i przerobić budynek na filie swojego banku. Józio nie mógł na to pozwolić. Jego całe życie opierało się na tym miejscu. Starał się opracować jakiś plan działania, jednak wszystkie próby kończyły się fiaskiem. Aż pewnego dnia usłyszał, że żona bankiera postanowiła wybrać się w podróż pociągiem, co wydawało się idealnym momentem na dokonanie zbrodni. Wystarczyło więc przekupić maszynistę, by ten na pewnym etapie podróży zatrzymał pociąg i samemu wskoczyć do środka. Następnie należało udać się do wagonu, w którym znajdowała się żona bankiera i dźgnąć ją nożem prosto w serce. I tak właśnie chłopiec uczynił. 
  Zabijanie przychodziło mu z łatwością. Zawsze dokonywał tego perfekcyjnie. Nikt nie był też w stanie go złapać. Z czasem więc Józio zaczął zabijać z przyjemności, a czasem był wykonawcą poleceń innych osób. Przyległo do niego również pewien pseudonim, którym sam chętnie się popisywał: Mrok. 

  Leon siedział w osłupieniu. Wysłuchiwał z uwaga opowieści Camel, lecz każde kolejne jej słowo z pewną trudnością kodowalo się w głowie. Było dokładnie tak, jak miało być w jego książce. Nie spodziewał się, że legendy Lublina nie były aż taka fikcją, a sam nieświadomie skleił rozrzucone kawałki w jedną, całkiem logiczną historię. 
— Camel? — odezwał się, gdy kobieta zamilkła na dłuższy czas. — Wszystko z Tobą w porządku? 
  Staruszka wyprostowała się na krześle. Skóra pod jej oczami zśiniała, a po policzkach zaczęły spływać ciężkie łzy. Wyglądała, jakby zachowuje miała wybuchnąć płaczem, lecz resztkami sił starała się to przezwyciężyć. 
— Jak mogę znaleźć tego Józia? — szepnął policjant. 
— Mrok już jest i nikt go nie powstrzyma. Tobie również się to nie uda. 
  Leon zerwał się z krzesła i podbiegł do niej. Kucnął obok jej krzesła i złapał ją za rękę. 
— Muszę go znaleźć, aby nie było więcej ofiar. Muszę chociaż spróbować... Camel, pomóż mi! 
  Kobieta skierowała wzrok na niego. 
— Mrok nie jest już tym samym, czym był kiedyś. Teraz to potwór, który jest rządny krwi. Jest wszędzie i być może właśnie zabija kolejną osobę. Ale mam pewna teorie... 
— Jaką?! — zerwał się podekscytowany. 
— Ktoś musi nadzorować jego działania... Taka siła nie może istnieć bez kontroli. Świat dziś się na tyle zmienił, że nawet zabójcę można skorumpować i wkręcić w jakieś gierki — w tym momencie ścisnęła mocno dłoń Leona. — Słuchaj, jesteś naszą jedyną nadzieją. Odnajdź bankiera i uratuj jego żonę od śmierci. Ocal nas przed haosem. Idź! 

  Po tych słowach Leon z początku siadł na ziemi. Jednak niemal od razu wstał i zaczął kierować się w stronę drzwi. W jego głowie siedziało teraz jedno pytanie: kim jest Mrok?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 23 - Prawdziwa twarz

Rozdział 10 - Podejrzenie

Rozdział 14 - Polityk