Rozdział 5 - Trup
Leon nie zabawił długo w domu. Ogarnął tylko włosy, które sterczały w każdym kierunku oraz przemył zmęczoną twarz. Z szafki wyciągnął nowe dżinsowe spodnie i czerwony sweter.
Już chciał wychodzić, lecz nie wziął torby, w której nosił potrzebne dla niego rzeczy. Przypomniał sobie, że odkładał ją obok łóżka. Wrócił się do sypialni, a torba rzeczywiście była tam, gdzie miała być. Tylko kartki z powieścią wysypały się z niej na podłogę. Leon odsunął je dłonią, po czym wziął to, po co przyszedł pod pachę i udał się w kierunku drzwi.
Po wyjściu wyciągnął swój telefon, by sprawdzić, która godzina. Akurat cyfry na wyświetlaczu przeskoczyły na 9. O tej porze na Lipowej ruch był spory, jednak godziny szczyty już przeminęły.
Leon odpalił jednego papierosa i zaczął kierować się w stronę parkingu, który znajdował się z tyłu bloku. Idąc mijał wielu ludzi, którzy pędzili za swoimi sprawami, w ogóle nie korzystając z uroku dnia. Było słonecznie, ciepło, a wiatru prawie nie dało się odczuć. Typowy majowy poranek.
- Dzień dobry Panie Leonie - odezwał się starszy głos. Była to Pani Maria, sąsiadka Leona z naprzeciwka. Szła jak co dzień na zakupy do pobliskiego warzywniaka.
- A witam Panią, Pani Mario - odpowiedział, kłaniając się przy tym staruszce.
Po minucie znalazł się na parkingu. Podchodząc do samochodu rzucił peta pod drzewo, które właśnie mijał. Wsiadł do swojej Skody i odjechał.
Podróż na komisariat na Zana z Lipowej wymagała przejechania trzech ulic: Narutowicza, Głębokiej, czyli dawnej Alei PKWN oraz Filaretów. Leonowi trasa zajęła tego poranka 25 minut. Około godziny 9:30 wszedł on do swojego biura na trzecim piętrze komisariatu.
- Proszę, proszę - rzuciła na powitanie Karolina, która bawiła się swoimi rudymi włosami - ktoś wreszcie postanowił zjawić się w pracy.
- Musisz to komentować? - odpowiedział jej siadając za swoim biurkiem.
Karolina wyciągnęła z szuflady aspirynę. Wstała i podeszła do kolegi.
- Masz - podała mu tabletkę oraz wodę, która stała na małej szafce w kącie biura. Była pełna w połowie.
- Dzięki.
Tabletka szybko zniknęła w przełyku, a butelka nagle opustoszała.
- Starzy faceci, a tacy imprezowicze... - westchnęła.
- Mówiłem Ci: nie komentuj.
Rudowłosa dziewczyna nie dała jednak za wygraną.
- To już wiadomo, co stary od Ciebie chciał. On też dzisiaj wygląda jakby był na kacu.
Leon w końcu przypomniał sobie, że poprzedniej nocy imprezował z przyjaciółmi, w tym właśnie z komendantem. Ciekaw był, jak on wrócił do domu.
- Wczoraj było Anatola i wiesz, trochę popiliśmy.
- Nie musisz się tłumaczyć!
Nastała cisza. Karolina wróciła do swoich zajęć. Spięła włosy czarną gumką i zaczęła stukać w klawiaturę komputera. Nagle jednak coś się jej przypomniało.
- A propos starego, to prosił przekazać, że jak przyjdziesz, to masz się u niego zjawić.
Leon lekko się zdziwił, gdyż Anatol nigdy go nie wzywał do siebie, no chyba, że chodziło o sprawy służbowe. Postanowił jednak sprawdzić, czego chce przyjaciel.
Biuro Anatola znajdowało się na tym samym piętrze, co pokój przesłuchań. Prowadziły do niego wielkie drewniane drzwi antywłamaniowe, na których wisiała plakietka z napisem: Biuro komendanta. Leon zapukał w nie dwa razy i bez wahania wszedł do środka.
Anatol siedział w swoim fotelu i rozmawiał przez telefon. Gdy zobaczył przyjaciela pomachał ręką na znak, by ten usiadł na krześle stojącym naprzeciwko jego biurka.
Leon usiadł więc i zaczął rozglądać się po biurze. Było ono przestronne, nie znajdowało się w nim wiele mebli. W zasadzie oprócz biurka, krzeseł oraz dwóch szaf z półkami nie znajdowało się tam nic.
Na biurku z kolei pierwsze co rzucało się w oczy to zdjęcia żony Anatola oraz ich dzieci. Leżał tam też stos papierów, jakieś akta, a na rogu stała doniczka, z której wystawała herbaciana róża.
Komendant rozmawiał jeszcze przez dwie minuty. Gdy skończył rozmowę to rzucił delikatnie telefon na blat i odetchnął.
- No cześć Leon, jak tam się czujesz? - zapytał sięgając po butelkę wody, która stała pod biurkiem. Karolina miała rację, że on także jest na kacu.
- Nie jest źle - odpowiedział - niewiele pamiętam z wczoraj. Mam kaca ale przechodzi mi powoli. A tak w ogóle to jak wróciliście do domu i co z Jackiem?
Ponownie ubyło trochę wody w butelce.
- No my zmyliśmy się gdzieś tak o drugiej, a Ty upierałeś się, żeby zostać. Spodobała Ci się ta blondyneczka.
Anatol zaśmiał się i schował wodę pod biurko.
- No obudziłem się u niej w mieszkaniu... - urwał najwidoczniej trochę się tego wstydząc.
- Wow. Widzę jednak, że to była dobra decyzja, by Ciebie zostawić .
Leon podrapał się po głowie.
- No a co z Jackiem?
- Jacek ma mocną głowę. Nie był aż taki pijany, gdy wychodziliśmy. Poza tym dzisiaj musiał wyjechać do Warszawy. Sprawy służbowe.
Wydało się to trochę dziwne. Jacek niedawno wrócił ze szkolenia i od razu jeździ w ważnych sprawach po kraju.
- A kiedy wróci?
- Możliwe, że za cztery dni, w poniedziałek - odpowiedział znów sięgając po butelkę. Gdy się napił, to musiał przejść z rozmowy prywatnej na służbową.
- Słuchaj, wezwałem Cię tutaj z innego powodu.
Leon pochylił się do przodu.
- No dawaj.
- Dostałem godzinę temu telefon, że w jednej z kamienic na starym mieście znaleziono zmasakrowane ciało. Mało tego, okazało się, że jest to syn jednego takiego polityka.
- Cholera, nieciekawa sprawa. Ale tak w zasadzie to co mam z tym wspólnego?
Anatol usiadł stosownie na fotelu. Złączył obie ręce i oparł się o biurko.
- Śledztwo w tej sprawie przejmuje nasza komenda, bo w tej na Okopowej nie mają aktualnie ludzi. I chciałbym abyś to Ty stanął na jego czele.
Leon wytrzeszczył oczy.
- Wiesz, że to śmierdząca sprawa? To syn polityka więc będą patrzeć mi na ręce. Poza tym sprawa Jeagera jeszcze nie jest rozwiązana.
Policjanci zawsze unikają spraw związanych w jakiś sposób z polityką. Presja mediów utrudnia im pracę, a każdy błąd będzie ciągnął się za nimi do emerytury lub nawet do śmierci.
- Słuchaj - ciągnął Anatol - sprawę Jeagera dostanie ktoś inny. Teraz ważniejsze jest ustalić, kto zabił tego chłopaka. Wiem, jak będzie Ci ciężko, ale nie mam nikogo lepszego. Ktoś musi wziąć odpowiedzialność za komendę.
Nie było odwrotu. Leon musiał przystać na prośbę przyjaciela. Mimo wielu obaw i sprzeciwu własnego sumienia.
- No dobrze, to gdzie jest trup?
- Grodzka 35a. Bierz Karolinę i jedźcie tam.
Po wyjściu od komendanta Leon zaczął kierować się w stronę schodów. Schodząc po nich zadzwonił do swojej partnerki.
- Karolina? Czekam przy samochodzie, musimy jechać. Wyjaśnię Ci wszystko po drodze.
Droga na miejsce zbrodni zajęła im dobre 40 minut. Musieli jechać aleją Tysiąclecia, gdzie ruch zawsze jest spory. Gdy minęli dworzec autobusowy biała Skoda wjechała na plac Zamkowy, usytuowanym pod wzniesieniem, na którym stoi neogotycki zamek. W czasie drugiej wojny światowej przetrzymywani byli tutaj Żydzi, których potem prowadzono do obozu koncentracyjnego znajdującego się na Majdanku.
Po wyjściu z samochodu udali się w kierunku schodów. Prowadziły one na łącznik, którym można było dojść na dziedziniec zamkowy. Skręcili jednak w prawo, w kierunku Bramy Grodzkiej, która w średniowieczu stanowiła bramę wjazdową do miasta. Z kolei w trakcie drugiej wojny światowej w tym miejscu kończyło się getto lubelskie, co upamiętnia stojąca przy łączniku latarnia, która pali się bez przerwy już od kilkunastu lat.
Stare miasto było niezwykle urokliwe. Od bramy wiodła wybrukowana ulica Grodzka. Klimat tego miejsca nadawały ciepłe kolory, w które ubrane zostały tutejsze kamienice. Były zabytkowe, ale też dawno nieremontowane. Na ich parterach znajdowały się przeróżne restauracje, które zawsze pękały w szwach. Można było dostać tam regionalne potrawy, ale też różne specjały z całego świata.
Sama ulica biegła lekko w górę. Idąc nią mijało się różnych muzyków, grających ludowe, czy tez regionalne piosenki. Można było spotkać kuglarzy, którzy prezentowali swoje sztuczki na przechodniach. Wszystko to podkręcało klimat starego miasta w Lublinie.
Około 100 metrów od bramy ulica poszerzała się z lewej strony tworząc plac. Od wczesnych lat 90. nazwa tego miejsca to Plac po Farze. Na nim znajdowały się liczne bloki skalne o nieregularnych kształtach, które tworzyły pewnego rodzaju makietę. Swego czasu w tym miejscu wznosił się ogromny gotycki kościół, który według legendy został wybudowany na polecenie Leszka Czarnego. Niestety z biegiem lat popadał w ruinę i w połowie XIX wieku postanowiono go rozebrać. Fundamenty zachowały się do dziś i można je podziwiać właśnie w tym miejscu.
Jednak dzisiaj było to niemożliwe. Wejście na płac jak i na samą Grodzką blokowali policjanci. Obok bloków skalnych w rzędzie było zaparkowanych siedem radiowozów, a światło kogutów błyskało w każdą stronę. Leon i Karolina ominęli samochody i stanęli przed wejściem do szarej kamienicy. Na jej fasadzie zawieszone były dwie flagi: Polski i Unii Europejskiej.
- Dzień dobry, inspektorzy Leon Kowalski i Karolina Haber. Prowadzimy to śledztwo - mówił Leon do stojącego przy drzwiach policjanta. Po okazaniu oznak ten ich wpuścił do środka.
- Jesteście! - ktoś wykrzyczał, a jego głos dobiegał z parteru. Okazało się, że był to Karol, który pracuje jako technik policyjny.
- Cześć Karol - przywitała się z nim rudowłosa dziewczyna - co tam masz?
Chłopak poprawił swoje długie włosy, po czym wyciągnął z kieszeni spodni notatnik.
- Tomasz Berg, miał 21 lat, mieszkał tutaj, syn wicepremiera. No ogółem kaszana.
Leon się trochę zmartwił, ale jednocześnie był zaskoczony, że Anatol nie powiedział mu kim jest ofiara.
- Poznałem go zimą. Przesłuchiwaliśmy go z Anatolem w jednej sprawie.
Karolina spojrzał na niego. Pierwszy raz słyszała o jakimś przesłuchaniu syna wicepremiera, o którym przecież jest ostatnimi czasy głośno.
- Jeszcze coś - kontynuował Karol - zwłoki są w tragicznym stanie.
- Zaprowadzisz nas? - spytała Karolina pewnym głosem. Nie przestraszyła się słów technika.
Karol prowadził ich po schodach tłumacząc okoliczności sprawy.
- Ciało znalazła sprzątaczka, która była wynajęta na dzisiaj, gdyż wicepremier miał się zjawić wieczorem. Miała klucze do mieszkania. Wstępnie ustaliliśmy, że Berg zginął w nocy, ale resztę dowiemy się po sekcji.
Stanęli pod drzwiami do mieszkania Bergów. Ekipa techników właśnie wychodziła ze sprzętem dlatego też puścili ich pierwszych.
- Ciało znajduje się w salonie naprzeciwko drzwi - wskazał ręką Karol.
Leon wszedł pierwszy. Ostrożnie stawiał kroki, aby nie zatrzeć śladów, które być może pominęli technicy. Spoglądając w stronę wejścia do salonu dostrzegł wystające nogi zza ściany, a nad nimi fotografa policyjnego w białym stroju. Nie raz widział martwe ciała, niekiedy rozczłonkowane. Nie bał się tego widoku. Kolejne kroki stawiał już pewniej i z każdym z nich widział co raz lepiej trupa. Aż w końcu zobaczył go całego.
Tego, co tam zastał, nie spodziewał w najgorszych snach.
Ale czy na pewno?
Komentarze
Prześlij komentarz