Rozdział 1 - Gniew

  
- Straszny mrok? - spytała Kowalskiego blond włosa kobieta, która siedziała za małym, brązowym biurkiem. Lekko przygryzała dolną wargę, cały czas trzymając w dłoni stos kartek i mimowolnie rzucając w nie spojrzenie. Pod lewym okiem miała ogromny pieprzyk, bardzo widoczny.
  Kowalski, gdy jeszcze bardziej emocjonalnie spoglądała w kartki, rozglądał się po małym pokoiku biurowym i pomyślał sobie, że książki, które stąd wychodzą, nie są już dziełami sztuki, a jedynie produktem firmy. 
  W momencie, gdy kobieta wypowiedziała te dwa słowa Kowalski spojrzał na nią.
- Dokładnie tak - odpowiedział. Dodał za chwilę - taki będzie miała tytuł. 
   W tej chwili kobieta pierwszy raz od dłuższego czasu skierowała wzrok na gościa i odłożyła stos kartek będących rękopisem powieści na biurko. Wzięła głęboki wdech.
- Panie Leonie, nie wiem jak to powiedzieć, ale niestety nie wydamy Pana powieści.
  Kowalski smutnie się uśmiechnął, wstał i zacząć zbierać z biurka kartki oraz wkładać je do torby. Kobieta ciągnęła dalej. 
- Brakuje ducha w tej opowieści. Proszę coś zmienić i przyjść za jakiś czas.
  Jednak tych słów mężczyzna mógł już nie słyszeć, gdyż przy „za jakiś czas" zamykał właśnie drzwi za sobą.
  Szybko zszedł po schodach z trzeciego piętra zaniedbanej już kamienicy i znalazł się na chodniku. Ruch nie był jakiś przesadzony, raptem kilka osób krążyło to w jedną stronę, to w drugą. Z kieszeni swojej tweedowej marynarki, tej wewnętrznej, wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro, odpalił jednego i wziął głęboki wdech rozkoszując się jego pysznym smakiem.
- Gówno, nie wydawnictwo - zaklął pod nosem spoglądając w górę kamienicy. Biorąc kolejny wdech z dymem papierosa zaczął iść w kierunku samochodu, zaparkowanego na pobliskim parkingu.
  Gdy po dwóch minutach doszedł już do swojej Skody, to uzmysłowił sobie, że przed spotkaniem w wydawnictwie wyłączył dźwięk w telefonie, tym, który zazwyczaj urywa się non stop. Wsiadł do samochodu wyrzucając przy tym peta i po chwili gapił się w wyświetlacz, na którym widniało sześć nieodebranych połączeń. Szybko wykręcił numer.
- Leon? Gdzie Ty jesteś? - powiedział głos w słuchawce.

Po krótkim czasie biała Skoda wjechała na parking przy IV komisariacie Policji w Lublinie. Kierowca zaciągnął hamulec ręczny i sięgnął po swoją torbę, którą rzucił wcześniej na siedzenie pasażera. Po zamknięciu auta szybkimi susami skierował się w stronę wejścia do budynku. Jego oczom ukazała się wielka ceglana fasada z kilkoma oknami i z pośrodku zamontowaną gwiazdą - symbolem policji. Nienawidził tego budynku, tak jak i swojej pracy.
- Cześć Leon - rzucił na powitanie grubawy portier, który z każdym witał się w podobny sposób - jak tam mija Ci dzień?
  Ten spojrzał na niego.
- A wiesz co, Robercie, może być - i uśmiechnął się szyderczo w jego stronę, po czym jak najszybciej wszedł do środka budynku.
  Po przejściu przez parter zaczął kierować się w stronę schodów. Musiał wejść po nich na trzecie piętro. Gdy już się tam znalazł minął kilka drzwi pokojowych, minął również paru policjantów. Kierował się do otwartej przestrzeni umiejscowionej po prawej stronie korytarza. To było jego biuro.
  Wszedł tam i od razu zobaczył dwa biurka stojące na przeciwko siebie, lecz oddalone o dwa metry. Wyglądały identycznie, miały komputery i rozrzucone na nich papiery. Przy tym biurku po lewej stronie siedziała rudowłosa dziewczyna, która pisała coś na komputerze. Gdy zobaczyła go wchodzącego powiedziała:
- Cześć Leon, jak spotkanie w wydawnictwie?
  Leon od razu zasiadł w fotelu przy swoim biurku, rzucił na podłogę torbę i opierając się o blat zakrył dłońmi twarz.
- Nawet nie pytaj Karola - odpowiedział.
  Dziewczyna odwróciła wzrok od komputera i spojrzała na załamanego mężczyznę.
- Nie przyjęli Twojej powieści? - zapytała ewidentnie przejęta.
- Powiedzieli, że brakuje jej ducha - wypuścił twarz z dłoni i oparł się na krześle spoglądając za okno. Widział tam długą ulicę biegnącą w dół z osiedlem po jej lewej stronie. 
  Karolina złożyła dłonie na blacie swojego biurka i podciągnęła się lekko na nim. Pracowała z Leonem ponad rok, mimo to znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że bardzo mocno to przeżywa.
- I co teraz? - spytała lekko marszcząc czoło.
- Nic. Trzeba będzie ją poprawić, może wtedy... - przerwał wyciągając z kieszeni telefon - co właściwie chciałaś, że aż tyle razy dzwoniłaś?
  Spojrzała na niego dziwiąc się, że tak gładko zmienił temat.
- Przywieźli tego świadka, którego chciałeś przesłuchać.
- Tego staruszka? - dopytał.
- Tak, czeka już od dłuższego czasu w pokoju przesłuchań.
  Leon lekko się uchylił i otworzył znajdująca się po jego lewej stronie szufladę. Z drobnych rzeczy wyciągnął swoją policyjną odznakę, o którą tak długo zabiegał. Szkolenie policjanta ukończył w wieku 27 lat, a w wieku 34 lat został inspektorem policyjnym, którym jest już 9 rok.
- Więc chodźmy go przesłuchać - rzekł zamykając energicznie szufladę. 

Pokój przesłuchań znajdował się piętro niżej. Policjanci szybko się tam przemieścili. Leon otworzył szklane drzwi przykryte żaluzją od środka i wpuścił przodem Karolinę; oboje po chwili zniknęli za drzwiami.
- Dzień dobry Panie Jeager - od razu rzuciła Karolina podchodząc do siedzącego staruszka po środku pokoju i wyciągając do niego rękę.
- Przepraszamy, że musiał Pan tak długo czekać - powiedział Leon czyniąc to samo, co jego koleżanka - wiemy, że to dla Pana trudny moment. 
  Oboje usiedli na przeciwko staruszka. Pan Jeager ubrany był w szarą kamizelkę i białe spodnie. Idealnie to komponowało się z jego siwymi włosami i lekkim zarostem, też tego koloru. Oczy miał podkrążone.
- Nic się nie stało - odpowiedział cichym ale twardym głosem. - od kąd nie ma już Michała straciłem rachubę czasu. 
  Karolina spojrzała na chwile na Leona, lecz potem spuściła wzrok zbierając myśli.
- Musimy jeszcze Panu zadać parę pytań, rozumie Pan? - wydusiła w końcu. Miała przed oczami zwłoki syna Pana Jeagara. 
  Leon oparł się wygodnie na krześle, złożył ręce na blacie i spoglądał z lekkim współczuciem na przesłuchiwanego.
- Chcielibyśmy, aby opowiedział nam Pan o zachowaniu syna z dnia zabójstwa - rzekł.
  Staruszek lekko się zasmucił. Wiele myśli w tym momencie przeleciało przez jego głowę. Nie mógł zebrać jednak ani jednej z nich.
- Michał od śmierci matki, Lucyny, nie potrafił sobie poradzić w życiu. Miał 28 lat, a wciąż mieszkał ze mną, nie miał dziewczyny, ani też za często nie wychodził z domu. W weekendy zawsze siedział i grał na komputerze.
  Leon się lekko poruszył i przerwał staruszkowi.
- Panie Jeager, chodzi nam o dzień, w którym zginął - powiedział to delikatnie, najbardziej jak tylko mógł.
  Staruszek podniósł wzrok i skierował go w kierunku policjanta.
- Rano w ostatnią sobotę zbudził mnie głośny huk dobiegający z jego pokoju - kontynuował załamanym głosem - szybko więc poszedłem tam i zobaczyłem jak Michał siedzi z zakrwawioną ręką, a obok niego leżały kawałki szkła.
- To było jego szklane biurko? - spytała Karolina 
- Tak - odpowiedział - z początku myślałem, że stłukło się przypadkiem i że skaleczył się przy tym, lecz potem zrozumiałem, że on uderzył tak mocno ręką w nie, aż się stłukło. 
- I co było dalej? - dopytał Leon
- Podbiegłem do niego, chciałem mu pomoc, a on mnie odepchnął. Zobaczyłem w jego oczach nienaturalność, jakby to nie był on. Był nie do zniesienia, po godzinie, jak już zabandażował rękę to założył kurtkę i... - przerwał na moment a łzy poleciały mu po policzku - wtedy go ostatni raz widziałem...
  Staruszek wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przystawił ją do nosa. Karolina cicho westchnęła. Leon z kolei odwrócił wzrok w kierunku wielkiego lustra weneckiego znajdującego się z lewej strony. W końcu przerwał ciszę.
- Muszę o to Pana zapytać. Czy Michałowi zdarzało się już kiedyś tak zachowywać?
  Jeager spojrzał znad chusteczki.
- Oczywiście, że nie. Zawsze był spokojny...
   Chciał zadać kolejne pytanie przesłuchiwanemu, lecz wyprzedziła go Karolina. 
- Na koniec jeszcze zapytam. Mówił Pan, że Wam się nie przelewa, wtedy w mieszkaniu. Jednak przeszukując pokój Michała zauważyliśmy wiele drogich rzeczy jak konsola, komputer z dużym monitorem. Wie Pan skąd miał na to pieniądze? 
  Staruszek spojrzał na nią przenikliwie. 
- Nigdy się nie zastanawiałem szczerze mówiąc nad tym - przerwał na moment, aby wytrzeć nos - Powiedzcie mi, czy już coś wiecie, kto go zabił? 
  Leon odpowiedział bez chwili zawahania.
- Pana syn był dilerem i najprawdopodobniej sam zaczął brać. Tyle narazie ustaliliśmy. 
  Jeager się popłakał, a Kowalski i Karolina wyszli z pokoju przesłuchań. 

- Chłopak zczaił dobry interes, zaczął handlować narkotykami, naraził się pewnym ludziom to spróbował trochę towaru, gdy wyszedł z domu tamci go dojechali i już.
- To by tłumaczyło jego zachowanie z soboty - dopowiedziała Karolina wcześniej uważnie słuchając wniosków wyciąganych przez Leona. Oboje szli korytarzem na drugim piętrze, w pewnym momencie skręcając do pomieszczenia, które wyglądało jak mała kuchnia. 
  Karolina wyciągnęła z szafki dwa kubki i nasypała do obu kawy. Przedtem jednak złapała swoje rude włosy i związała w kok, aby jakiś niepotrzebny włos nie wpadł do kubka. Leon oparł się o blat kuchenny i czytał coś w telefonie.
- Wiesz, chciałabym przeczytać Twoją powieść - mówiła jednocześnie nalewając do obu kubków wrzątek z czajnika.
 Leon na nią spojrzał.
- Jak już wiemy jest słaba więc chyba to bez sensu
- Oj tam, znając Ciebie na pewno jest fajna. No proszę, Leo.
  Kowalski złapał za kubek. Nigdy nie słodził ani herbaty, ani kawy. Nie lubił słodkiego. Karolina z kolei posłodziła sobie dwie łyżeczki i zamieszala głośno. Już chciała dalej namawiać partnera, aby ten udostępnił jej swoją powieść, lecz coś jej przerwało.
- Tu jesteście - usłyszeli głośny twardy głos. Gdy skierowali swoje oczy w stronę przejścia ukazał im się mężczyzna w garniturze, niezwykle postawny, o czarnych krótkich włosach i piwnych oczach. 
- Witamy komendancie, napije się Pan kawy? - spytała Karolina
- Nie, dziękuje - odpowiedział mężczyzna, po czym dodał - jak śledztwo? 
  Leon wziął dwa łyki kawy i już chciał mówić, ale znów tego dnia ubiegła go Karolina. 
- Mamy kilka tropów, hipotez, mamy tez podejrzanego. Niebawem go złapiemy.
- Dokładnie - dodał Leon wykonując zabawny gest kubkiem i znów przystawiając go do ust.
  Komendant objął ich oboje wzrokiem.
- No to dobrze, trzeba go przyskrzynić jak najszybciej.
  Nastała chwila ciszy, wszyscy gapili się w swoją stronę. Komendant zrobił kilka kroków w przód i już mniej pewnym głosem skierował się do Karoliny.
- Mam małą prośbę. Mogłaby Pani Inspektor zostawić nas na chwile samych? 
  Karolina bez wahania wzięła w dłoń kubek.
- Oczywiście. Będę u siebie.
  Komendant chwile odczekał aż drzwi na kladkę schodową się zamkną i zwrócił się w stronę Kowalskiego.
- No i jak tam Leon z powieścią? 
  On odstawił kubek.
- Nie przyjęli jej głupie chuje - odparł.
- Będziesz miał swój powód do picia dzisiaj - na ustach komendanta pojawił się uśmiech. Poklepał Leona i stanął obok niego z założonym rękami. Ten z kolei wpatrywał się zaskoczony. Komendant wyjaśnił mu sytuacje.
- Jutro mam imieniny, a dzisiaj Ania, moja żona, wyjeżdża. Zaprosiłem więc kilku znajomych, dokładnie z Tobą dwóch, do mnie na małą imprezę. Wpadniesz?
  Leon długo się nie zastanawiał.
- Oczywiscie 
  Komendant jeszcze raz go klepnął po ramieniu i z uśmiechem na twarzy wyszedł.

 Policjant, gdy skończył pić kawę, wrócił do siebie do biura. Karolina siedziała przy biurku i ponownie grzebała coś w komputerze. Usiadł w swoim fotelu i znów zaczął przeglądać telefon. Cały czas myślał o wieczorze w domu komendanta i o wódce. Myslal, że być może to w końcu go rozweseli.
- Co od Ciebie chciał stary? - spytała po dłuższej chwili Karolina
- Prywatne sprawy - Odpowiedział jej.
 Dziewczyna mruknęła, ale po chwili dodała:
- Wiesz, że ja nie odpuszczę z tą powieścią? 
  Leon spojrzał na nią groźnym wzrokiem.
- Możesz skupić się na pracy? Co teraz mamy do zrobienia? 


  Po wypełnieniu papierów, raportów i zrobieniu innych czynności, mniej ciekawych w pracy policjanta, Leon i Karolina udali się do swoich domów. Karolina mieszkała na obrzeżach Lublina, w dzielnicy o nazwie Sławin. Miała swój mały domek, w którym mieszkała wraz z mężem; byli już 7 lat po ślubie. Z kolei Leon mieszkał w centrum, w dużej kamienicy, a z okna miał widok na choćby Plazę, czy cmentarz przy lipowej, z czego nie był do końca zadowolony. W domu jednak nie zabawił długo. Wziął szybki prysznic, przebrał się i wyszedł. Noc powoli już ogarniała sobą całe miasto, a więc wybiła pora spotkania u komendanta. Tego, który był jego najlepszym przyjacielem. Wyszedł więc z kamienicy i skierował się na przystanek, z którego odjeżdżał autobus w stronę ul. Jana Pawła. Tam właśnie mieszkał komendant. Wyciągnął telefon ze słuchawkami, założył je i po odpaleniu spotify puścił sobie kawałek z jednej z najnowszych płyt Korteza.

Komentarze

  1. Zapowiada się ciekawie! Pomyśl tylko może nad zmniejszeniem odrobinę czcionki, bo jakoś ciężko się czyta na komórce

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest trochę niedociągnięć i luk logicznych, błędy interpunkcyjne i ortograficzne też się znalazły. Niemniej chętnie przeczytam dalsze części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też właśnie na to zwróciłam uwagę, więc nie będę dublować :) Zaczyna się ciekawie, ale parę rzeczy wymaga jeszcze poprawy.

      Usuń
  3. Widać, że jest pomysł, ale popracuj trochę nad stylem. Samemu ciężko zredagować własny tekst. Może masz kogoś kto przeczyta to i zrobi poprawki.
    Trochę za dużo powtórzeń w pewnym momencie miałam wrażenie, że czytam Leon i Leon.
    Ja mocno zwracam uwagę, czy wszystkie informacje są istotne dla powieści np. czy ważne będzie, że pokój przesłuchań jest na końcu korytarza po lewo? Może wystarczyło napisać, że detektywi zeszli piętro niżej. Czy ważne dla prezentowanej historii jest, na gdzie kto mieszka? Czy może jest to zbędny akapit.
    I taka uwaga z punktu widzenia kobiety :) Jakbym miała wiązać włosy za każdym razem, jak chcę wypić kawę to chodziłabym ciągle z zepsutą fryzurą :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 23 - Prawdziwa twarz

Rozdział 10 - Podejrzenie

Rozdział 14 - Polityk