Rozdział 3 - Wyzwanie
Ta noc była niezwykle pogodna. Nawet w mieście, gdzie zazwyczaj to uniemożliwiają lampy, dokładnie było widać mrugające gwiazdy. A samo niebo dodatkowo rozświetlał księżyc, który nie wahał się pokazać całego swojego oblicza.
-Co tak długo? - zapytał Leon Anatola wychodzęco właśnie z monopolowego. Niósł w dłoniach trzy butelki z piwem. Impreza musiała przecież trwać dalej.
-Kolejka się zrobiła mój drogi - odpowiedział wręczając mu dobrze schłodzonego Żywca - Gdzie Jacek?
Leon rozejrzał się dookoła jednak go nie dostrzegł. Po chwili przypomniał sobie coś. Jego mózg przez alkohol nie działał już na najwyższych obrotach.
-Mówił, że idzie zadzwonić i że za chwilę będzie.
Anatol wzruszył ramionami. Odstawił butelkę przeznaczoną dla Jacka na ziemię, a z tylnej kieszeni spodni wyciągnął pęk kluczy. Do kółeczka, które je wszystkie trzymało miał doczepiony mały otwierasz do piwa. Podał go najpierw Leonowi, a gdy on już z niego skorzystał, sam otworzył swoją butelkę, by za chwilę złoty trunek znalazł się w jego gardle.
-Jak to tak pić beze mnie! - wykrzyczał groźnie Jacek, który nagle wyskoczył zza rogu.
-Trzymaj! - krzyknął Anatol podając mu i butelkę z piwem, i otwieracz. Leon zaczął się śmiać
-Zamiast szlajać się to powinieneś pilnować swojego alkoholu!
Lecz chyba ostatnie słowa nie dotarły już do niego. Momentalnie ściągnął kapsel z szyjki butelki i prawie całą jej zawartość wlał w siebie. Potem odstawił ją na pobliski murek i wytarł usta rękawem swojej bluzy.
-Oj tam - odparł śmiesznie się przy tym napinając - zaraz się wszystkiego dowiecie. Tylko musimy iść pod Polibudę.
Anatol z Leonem wymienili podejrzliwe spojrzenie.
-Co kombinujesz? - spytał ten drugi.
-Wszystko w swoim czasie. Idziemy!!
No i ruszyli. Nie mieli przecież wyjścia. Przeszli przez rondo u końca Jana Pawła i zeszli w stronę Nadbystrzyckiej. Po ich lewej stronie wyrósł nagle szary mur podtrzymujący znajdującą się tam ogromną skarpę przed osunięciem.
Ulica biegła lekko w górę. Ruchu prawie w ogółu nie było. W zasadzie jedynym samochodem jaki minął trójkę spacerowiczów był ten z MimiPizza, która jako jedyna w mieście rozwoziła ciepłe placki do pierwszej w nocy.
-Jolka, Jolka, pamiętasz... - zawył nagle Anatol, gdy mijali nieczynnego już Lidla. Pozostali podłapali to i sami zaczęli śpiewać charakterystycznym głosem dla tej piosenki.
-Ćśśś - uspokoił nagle kolegów Jacek - bo zaraz znowu nas zamkną.
I wszyscy wybuchli śmiechem.
-Ej ale gdyby ta piosenka była po angielsku to przecież stałaby się największym hitem na świecie.
-Oj pieprzysz Jacuś - zganił go Anatol - Polskie piosenki nigdy nie będą światowymi hitami.
Szli dalej. Panujący lekki, nocny chłodek sprawił, że zaczęli powoli trzeźwieć. Przeszli teraz przez skrzyżowanie z ulicą Zana. Po prawej stronie zaczęły ukazywać im się dawne PRL-owskie bloki. Osiedle to powstało dla pracowników fabryk, które w tamtym czasie znajdowały się w pobliżu. Dzisiaj mieszkania w tych blokach przeznaczone są dla studentów.
Między blokami oraz za osiedlem można znaleźć małe, zaniedbane domki, a w niektórych z nich do dziś nie ma wody. Mówi się o tym miejscu, że są to tak zwane slumsy Lublina, że tutaj życie już dawno się zatrzymało. Ikoną tego miejsca stała się biegnąca środkiem ulica Wapienna, która od dłuższego czasu jest w fatalnym stanie i nikt nie chce podjąć próby jej wyremontowania. Ona, podobnie jak pobliskie łąki i ogródki, wiosną zostaje przykryta sporą ilością wody, która bierze się z roztopionego śniegu.
Mijając osiedle dochodzi się do Politechniki. Jest to wielki kampus składający się z kilku budynków, które przeznaczone są dla poszczególnych wydziałów. Od strony ulicy Nadbystrzyckiej, tej którą podążają trzej Panowie, stoi wydział mechaniki. Przechodząc obok niego Leon spojrzał na wielką tablicę, która była zamontowana do fasady budynku. Wyświetlała się na niej data i godzina, temperatura powietrza oraz stężenie różnych szkodliwych pierwiastków w powietrzu.
-W pół do pierwszej - powiedział przenosząc wzrok z tablicy na pozostałą dwójkę.
-No to co nam chciałeś pokazać Jacku?
Ten zaczął się nerwowo rozglądać. Teren obok politechniki nie był tak dobrze oświetlony jak reszta ulicy i ciężko było cokolwiek dostrzec. Jednak przy drzewie na placu przed wydziałem zauważył mężczyznę w czarnym kapturze.
-Poczekajcie chwile - odpowiedział i skierował się w stronę tajemniczego mężczyzny.
Leon spojrzał na Anatola.
-Co on taki dziwny?
Anatol wzruszył ramionami.
Jacek nie rozmawiał z nim długo. Gdy podszedł, oboje się przywitali. Przez moment między nimi trwała ożywiona dyskusja, po której czymś się wymienili. Nie było jednak widać, czym dokładnie. Pogadali jeszcze chwile, po czym mężczyzna pożegnał się i odszedł, a Jacek wrócił do przyjaciół.
-Kto to był? - spytał podejrzanie Anatol.
Pytany poprawił coś w kieszeni swojej bluzy.
-Musimy jeszcze przejść kawałek i tam Wam wszystko powiem.
Mówiąc to pchnął ich lekko do przodu. Znów więc szli Nadbystrzycką, tym razem w całkowitym milczeniu. Z kolejnymi metrami ulicę zaczęły otaczać liczne, małe budynki. Przez wielu to miejsce było określane jako studenckie centrum Lublina bowiem znajdowały się tu liczne puby, restauracje, nie tylko z polskim jedzeniem, a także można było skorzystać z xera, kawiarenki internetowej czy też usług rzemieślniczych.
W pewnym momencie Jacek wyszedł przed resztę i ewidentnie zaczął ich prowadzić. Po kolejnych 15 metrach skręcił nagle w małą uliczkę, w której zmieściłby się tylko jeden samochód. Biegła ona między budynkiem z tureckim kebabem, a xero.
Gdy upewnił się, że nikt nie mógłby ich dojrzeć z głównej ulicy, wyciągnął z kieszeni mały pakunek.
-Co to jest? - zdziwił się mocno Leon.
-Pamiętacie tę noc po zdaniu egzaminów do policji?
Leon spojrzał na Anatola, a on spojrzał na niego.
-To była ta impreza w akademiku w Zamościu?- pytał Leon.
Jacek skinął głową a Anatolowi zebrało się znów na wspomnienia.
-Ach, wtedy... to była najlepsza impreza w moim życiu. Ile tam było alkoholu, dziewczyn...
-Ty już wtedy byłeś z Anią - zaśmiał się Jacek
-No wiem - mówił dalej - żadnej nie dotknąłem! Ale popatrzeć można, nie? Najlepiej to się bawił wtedy ten Wojtek z patrolówki.
Leon patrzył tylko jak oboje podniecają się na myśl o tamtych czasach. Wiedział już też, co trzyma w rękach kolega.
-On zaliczył największa zgona jakiego widziałem w życiu - kontynuował Jacek - przedobrzył z alkoholem.
-Chyba nie alkohol był przyczyną jego stanu - wtrącił się w końcu Leon, który był lekko poddenerwowany - przynajmniej nie tylko on.
Anatol spojrzał na niego dziwnie. Jakby nie rozumiał tego, co mówi. Albo nie pamiętał tamtego wieczoru. Wszystko jednak wyjaśnił mu Jacek.
-Spójrzcie! - odwinął pakunek i wyciągnął z niego trzy skręty.
-O kurwa! - wykrzyczał Anatol, po czym zasłonił usta. Zrozumiał swój błąd. Musieli być przecież cicho, aby nikt ich teraz nie nakrył.
Jacek pokazywał im zawartość pakunku. Przybliżał im pod nosy sugerując, by każdy złapał jednego, lecz ich ręce nawet nie drgnęły.
-No co jest z Wami? - zasmucił się trochę. Nie rozumiał widocznie niechęci kolegów.
-Chłopie, mamy po czterdzieści cztery lata - odezwał się Anatol - nie odbija Ci przypadkiem?
-Poza tym jesteśmy policjantami - wtrącił się Leon.
-To Ci nie przeszkadzało zajarać na tamtej imprezie - odpowiedział mu przystawiając ponownie pod nos pakunek ze skrętami.
Leon zawahał się i pierwsza myśl, jaka pojawiła mu się w głowie to taka, by sięgnąć po jednego.
-W sumie to nie przechodzimy już przez testy na obecność narkotyków w swoim ciele - zasugerował Anatol - można by...
-No bierzcie! - Jacek złapał jednego skręta i podał Leonowi - to ostatni czas by się wyszaleć.
Leon złapał skręta podawanego przez Jacka.
-To masz coś jeszcze w zanadrzu?
Jacek zaczął się rozglądać. Wskazał na budynek po drugiej stronie Nadbystrzyckiej, który był jako tako widoczny z miejsca, w którym byli.
-Tam jest klub nocny i trwa właśnie impreza. Zapalimy i wejdziemy tam, wypijemy po piwie, potańczymy i wrócimy do swoich domów.
Gdy skończył mówić pstryknął palcami Leonowi przed oczami, a ten spojrzał na niego niechętnie. Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu Anatol.
-No dobra, to mój wieczór. Jacek ma rację, niebawem będziemy sikać w pieluchy. To ostatnia chwila na zabawę no i nie wyglądamy przecież tak staro - zaśmiał się i po chwili podszedł do Leona - robiliśmy to już nie raz. Poza tym to tylko trawa i nic nam się nie stanie.
Leonowi było już wszystko jedno. Przypomniał sobie parę smutnych momentów ze swojego życia, choćby ten z wydawnictwa, gdy nie przyjęli jego powieści do publikacji.
-No to chodźmy - powiedział wyciągając z kieszeni spodni zapalniczkę i wkładając skręta do ust.
Kilka minut później ze skrętów już nic nie zostało. Panowie energicznie przeszli przez ulicę, zeszli po wąskich schodkach prowadzących do podziemi budynku, by po chwili im oczom ukazały się otwarte drzwi do lokalu. Już na schodach słychać było głośną klubową muzykę wydobywającą się ze środka.
Gdy przeszli przez drzwi ujrzeli napakowanego mężczyznę w czarnej bluzce siedzącego przy małym, szklanym stoliku. Na nim stała kasetka z pieniędzmi oraz kufel wypełniony do połowy piwem.
-Dobry wieczór, ile wejście Szefie? - spytał Anatol wyciągając portfel z kieszeni. Próbował zachować powagę.
-Dziesięć złoty - odpowiedział mu mężczyzna.
Anatol wręczył mu więc 30 zł za trzy osoby, a on schował pieniądze do kasetki. Potem wskazał im jak dojść do baru, a oni mu podziękowali i zniknęli w tłumie.
Lokal był pełen. O dziwo wśród ludzi nie znajdowali się tylko studenci, czy też osoby młode. Widać było wiele osób w średnim wieku, które zapewne wpadły tutaj obejrzeć mecz ligi mistrzów lub po prostu odpocząć po pracy. Wszyscy dobrze się bawili pozostawiając swoje troski i zmartwienia przed drzwiami wejściowymi.
Jacek szybko odnalazł się w tym miejscu i szedł lekko podrygując. Prowadził Anatola i Leona w kierunku baru, który dostrzegł w oddali. Idąc tak mijali loże z telewizorami, wciąż wypełnione ludźmi, którzy próbowali rozmawiać pijąc złoty trunek. Było to jednak mocno utrudnione, gdyż muzyka grała strasznie głośno, momentami przyprawiając o ból głowy.
Teraz z prawej strony minęli salę taneczną, na której tłum podskakiwał rytmicznie do granego przez DJ kawałka. Dzieliło ich już tylko kilka metrów od baru, który stawał się co raz bardziej widoczny. Długi, ciemny blat ciągnął się wzdłuż sali, a za nim stały dwie młode dziewczyny, z głębokimi dekoltami. Obsługiwały one klientów, którzy ciągle podchodzili chcąc zakupić jakiś alkohol.
Przed barem stało siedem stołków, z czego prawie wszystkie były zajęte. Wolny został tylko jeden, ten po środku. Po chwili jednak dwoje mężczyzn siedzących na drugim i trzecim stołku wstało i przeszło na główną sale, a ich miejsce zajęli odpowiednio Anatol i Jacek, a na tym wolnym miejscu usiadł Leon. Mogli teraz dokładnie przyjrzeć się alkoholom, które były ustawione na szklanych pułkach zamontowanych do ceglanej ściany z tylu baru. Znajdowały się tam trunki z całego świata, od szkockiej wódki po Tequilę, czy nawet Sake. W lodówkach stojących z lewej strony półek uśmiechały się rzędy butelek z piwem.
-Co podać? - starała się przebić przez muzykę swoim głosem jedna z barmanek. Miała długie blond włosy, co spodobało się strasznie Leonowi.
-Trzy piwa lane - odpowiedział Anatol.
-Jedno z sokiem księżniczko!- wykrzyczał Jacek, a Anatol go wyśmiał. Dziewczyna z kolei uśmiechnęła się do niego.
-Tylko baby piją z sokiem - mówiąc to wybuchł śmiechem, podobnie jak Leon.
Barmanka, mocno rozbawiona, postawiła przed nimi trzy kufle.
-Dwadzieścia jeden złotych! - znów starała się pokonać hałas.
Anatol wyliczył dokładną sumę i wręczył ją atrakcyjnej dziewczynie. Był w świetnym nastroju.
Cała trójka pochwyciła kufle i przystawiła do ust, biorąc kilka dużych łyków tego cudownego napoju.
-Przepraszam, gdzie tu jest toaleta? - głośno spytał barmanki Leon, odstawiając kufel na blat. Ta wskazała mu drzwi z prawej strony baru. Leon wstał i udał się w tamtym kierunku. Zwinnie przedarł się bawiący się tłum, by po chwili znaleźć się w toalecie.
Po skorzystaniu z ubikacji podszedł do umywalki, aby umyć ręce. Myjąc je spojrzał w swoje piwne oczy odbijające się w lustrze. Potem nabrał w dłonie trochę wody i przemył nią swoją suchą twarz. Gdy to robił to poczuł, że jego oddech z każdą chwilą słabnie. Odsłonił twarz, a dłońmi oparł się o umywalkę. Spojrzał ponownie w lustro i mocno się przeraził. Widział jak czarna maź wypływa mu z nosa, z oczu oraz z ust. Krzyknął głośno i w tym momencie mrok pojawił się mu przed oczami.
„Czy to sen?”
Zupełnie nie mój klimat, ale mój chłopak, pisarz jest zachwycony
OdpowiedzUsuńŚwietnie zbudowane napięcie. Gratuluję dobrego wyczucia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSwietny styl, dobrze zbudowane napięcie. Nie myślałeś o tym, żeby wydać książkę?
OdpowiedzUsuńOczywiście :D
UsuńAle ten mrok to chyba nie od tego skręta?
OdpowiedzUsuńProszę czekać na kolejne rozdziały to sie wyjasni bo to z tym skrętem to bardzo ważna rzecz
UsuńWooow! Jakie napięcie i ciareczki się pojawiły ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do przeczytania reszty rozdziałów i wyczekiwania na kolejne bo będzie się dziać :D
UsuńHistoria w sumie mnie wciągnęła, ale sam tekst jakoś średnio mi się czytało
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie budowane napięcie i wciągająca akcja :)
OdpowiedzUsuńDziękuje! Dzięki takim komentarzom chce się pisać dalej!!
UsuńCałkiem ciekawy tekst :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do lektury pozostałych!!
UsuńNo muszę przyznać, że całkiem miło się czytało. Ciekawa jestem co dalej... będę tu zaglądać
OdpowiedzUsuńJuż widzę ten fragment w książce Twojego autorstwa...
OdpowiedzUsuńCzytam ten 3 rozdział. Fajnie, że zaczyna się coś dziać. Napięcie całkiem nieźle zbudowane.
OdpowiedzUsuńDopiero zwróciłam uwagę na tytuły rozdziałów i przyznam, że kompletnie ich nie rozumiem.